Zauważyłem, jak kąciki ust Dextera lekko się podnoszą na moją uwagę o latających książkach. To zabawne, te jego wszystkie próby ukrycia niektórych rzeczy, głównie tych nieważnych, jakby miały jakiekolwiek znaczenie. No cóż, może mają, jakieś ukryte, mające dla niego wielką wagę. Przeniosłem ciężar na jedną z nóg i zaplotłem ręce na klatce piersiowej.
– Co w niej było? – zapytałem się, przekręcając głowę w lewo zaciekawiony, dlaczego zwyczajna żółta teczka była źródłem trosk i wycieczek samorządu do budynku z czerwonej cegły.
– Dokumenty dotyczące budżetu samorządu, Heather nas pozabija. – Dexter spojrzał tuż za mnie, jakby szukając rzeczy, na której mógłby zawiesić wzrok.
Kłamał? Po co niby miałby kłamać w sprawie takiej błahostki? Ziarenko ciekawości zostało zasadzone w mojej głowie. I gdy miałem dalej drążyć temat, chcąc wiedzieć jeszcze więcej i więcej o tajemniczej, "zagubionej" teczce, Dexter całkowicie zmienił temat. Zmarszczyłem brwi zdziwiony, dlaczego to zrobił. Przynajmniej chłopak przerwał przy tym coraz bardziej niezręczną ciszę, co wyrwało mnie z zamyślenia. Podskoczyłem na dźwięk jego głosu. Po raz kolejny, jednak tym razem wiedząc, że stoi przede mną, a nie czai się za moimi plecami.
– Zaklimatyzowałeś się już tutaj? Masz jakiś klub na oku? – zapytał.
– Oh. – Spojrzałem na niego bezmyślnie, przetwarzając pytanie chłopaka. – Wydaje mi się, że tak, chociaż pewnie minie jeszcze kilka tygodni, zanim będę się tu czuć jak w domu. – Uśmiechnąłem się. – Co do klubów, to zanim przyszedłem do biblioteki udało mi się porozmawiać z Herą Ivens w temacie dołączenia do klubu dziennikarskiego. W szkole prowadziłem gazetkę, więc trochę doświadczenia z tym mam... No i znam się na fotografii – powiedziałem, wyjmując aparat z mojej skórzanej torby. – Ty jesteś przewodniczącym jednego z klubów, prawda? Alchemików?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz