Lato coraz bardziej dawało w kość, co prawda majacząca się na krańcu horyzontu wizja egzaminów na koniec pierwszego semestru nie zachęcała, ale z drugiej strony unormowanie się pogody byłoby mile widziane. Cesarzu, jak żyć. Westchnąłem w duchu, przeczesując aktualnie panujący burdel w pokoju. Jak na złość, Jamesa nigdzie nie było w pobliżu, zapewne szwędał się za jakąś podrzędną laską, biorąc ją na szczenięce oczy. Całkowicie irytujące, niesatysfakcjonujące i przede wszystkim - nudne. Wszystko było nudne. Nawet Heather znikała w bibliotece, tropiąc nie wiadomo co i nie wiadomo kogo, jakby miało jej to zapewnić spełnienie najskrytszych marzeń. Co prawda była już nieco mniej zła za Fomę, a z drugiej strony fajkowa abstynencja powodowała u niej efekt darcia się na wszystko i wszystkich, wolałem pozostać z dala od ewentualnego pola rażenia. Wróciłem myślami do obecnej sytuacji, zastanawiając się, gdzie, na wszystkie diabły, podziałem teczkę z danymi nowej uczennicy. Pamiętam, że przeglądałem ją wczoraj wieczorem wraz z współlokatorami, zastanawiając się kim może być osoba, która w cechach szczególnych ma wpisana szalik. Teoretycznie Atlancka Wyższa Uczelnia skupiała najlepszych, w praktyce - zwykle były to zwykłe ewenementy, chaotycznie porozrzucane we wszechświecie jednostki, które szukają swojego miejsca na ziemi. A cóż, zwykle siedemnastolatki nie mają wpisanych w Kartę Atlancką dziwnego szaliczka. Zdecydowanie interesujące i warte zapamiętania. Eternum. Miałem wrażenie, że to nazwisko powinno mi coś mówić, ale w mojej głowie zionęła jedynie bezdenna pustka. W rezultacie westchnąłem w duchu, chwyciłem teczkę, która leżała oczywiście w najbardziej widocznym miejscu, kuralet i kartę atlancką z wygrawerowanym imieniem dziewczyny. Podszedłem do lustra, upewniając się, że wyglądam w miarę schludnie, zanim skierowałem się na zewnątrz. W trakcie krótkiego marszu pomiędzy piętrami spotkałem Nicodeme, który także ruszał prosto na nowego członka.Och, no tak. Całkowicie zapomniałem, że do akademii zmierzała dwójka sztuk świeżego mięsa o nazwisku Eternum.
– Moja ma dziwny szalik w cechach szczególnych – wypaliłem nagle, idąc obok chłopaka. Sądząc po jego minie, nie czułem się osamotniony w swoim zainteresowaniu nowiutką gawiedzią.
– Mój misia – odparł, marszcząc czoło.
– To nie skończy się dobrze – wymamrotałem, pocierając dłonią o szyję.
Chwilę później znajdowaliśmy się już na zewnątrz, oczekując nowych nabytków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz