Usiadłem na krześle w pokoju, ścierając pot z czoła. Niby wszystkie okna otworzyłem, niby pozakręcałem korki od kaloryferów, ale w pokoju jak było, tak było. Upał praktycznie widoczny był w falującym powietrzu, które raczej kojarzyło się z pustyniami, a nie uczelniami wokół których rósł gęsty las, a w pobliżu było cywilizowane miasteczko… No cóż najwidoczniej będę musiał zostawić otwarte okna na noc. Przeszedł mnie dreszcz na myśl o przeszywającym mrozie. Niby było lato, jednak po zniknięciu słońca za horyzontem robiło się obrzydliwie zimno, czego tak jak upału równie nie znosiłem. Sięgnąłem po kolejne papiery na moim biurku. „Król Lucyferów z Piekła Rodem”. Wypuściłem powietrze z płuc, jednak nie poddałem się i podjąłem dalsze czytanie. „Miś”. Poddaję się, chcę do domu. Doskonale wiedziałem, że do akademii trafiały najróżniejsze osoby z najróżniejszymi charakterami, wyróżniające się tym czymś (dalej nie wiedziałem czym, najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem). Jednak osoba z podaną cechą charakterystyczną jako „miś” na pewno nie była zwyczajną osobą. No cóż.
Wzdychając, wstałem z krzesła i zostawiając otwarte okno, wyszedłem z pokoju.
Wchodząc na schody, moim oczom ukazał się Dexter. No tak, w końcu w szkole pojawić się miała dwójka o tym samym nazwisku. Skinąłem mu głową na powitanie.
– Moja ma dziwny szalik w cechach szczególnych – oznajmij nagle, na co zerknąłem na niego ze zrozumieniem i pokiwałem głową.
– Mój misia – westchnąłem w odpowiedzi.
Będzie ciekawie. Może w końcu znajdę kogoś, z kim w miarę się zrozumiem. Czarnowłosy chłopak wymamrotał jeszcze coś pod nosem, jednak zdecydowanie nie było mi dane usłyszeć jego wypowiedź.
W końcu stanęliśmy przed akademikiem, na tym okropnym upale, bo cień magicznie wyparował z placu i zaczęliśmy czekać na dwójkę nowych uczniów w niezręcznej ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz