– Jestem Joy, dokładniej rzecz biorąc Jocelyn O'Connor – nie miałam zamiaru wymyślać sobie kolejnych sześciu imion i nie rozumiałam dlaczego robił to mój szanowny znajomy z samorządu. – Sprowadza mnie tu zaproszenie
Uniósł brwi, jakby zachęcał mnie do dalszego mówienia. Odchrząknęłam lekko po czym dodałam:
– Tak naprawdę to nie wiem co tu robię. Po prostu pewnego dnia znalazłam list, podpisany moim imieniem. Gdyby nie matka pewnie bym go nawet nie otworzyła.
Po tej wypowiedzi zapadło z lekka krępujące milczenie. W milczeniu zjadłam klusek. Dominique odchrząknął:
– Miło się gadało. – na to przewróciłam oczami. – Ale muszę już się zwijać
Wstał od stołu, po czym obszedł stół. Okropny ból przeszył mój ogon. Nie mogłam powstrzymać wrzasku, po którym nastąpiło fuknięcie w kierunku Dominique. Chłopak odskoczył ode mnie jak poparzony, uderzając przy tym biodrem w sąsiedni stół. Dzieciaki, które przy nim siedziały, wzdrygnęły się tylko. Sięgnęłam do mojego ogona i pogłaskałam go opiekuńczo:
– Jak chodzisz?! – zafuczałam po raz kolejny w bardzo krótkim czasie. – Nadepnąłeś mi na ogon!
– Wybacz, szanowna Pani, nie wiem jak mogłem... – zaczął ironicznie, ale mu przerwałam
– Robimy scenę, chodź zanim się zrobi awantura. – Wstałam zwinnie i złapałam go pod ramię. Pociągnęłam go za drzwi.
– Powiesz mi co knujesz czy będziesz udawać, że cię nagle obchodzi czy będzie awantura z Twojego powodu?
– Kto wie – odpowiedziałam tylko. – Idę spać
Mruknął coś niewyraźnie pod nosem i odszedł. Sama skierowałam się w kierunku swojego pokoju. Niestety nie skupiłam się za bardzo dokąd idę. W momencie, w którym zorientowałam się, że się zgubiłam, było za późno. Nawet plan budynku nie wydawał się zbytnio użyteczny - po pierwsze średnio się znałam na mapie, po drugie nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Zirytowana się rozejrzałam. Nikogo nie zauważyłam. Ruszyłam dalej korytarzem. Nie miałam zbytniego wyboru. Będę się zapewne włóczyć jeszcze kilka dobrych godzin zanim trafię w konkretne miejsce. Moje kroki echem odbijały się po pustym korytarzu. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że wkrótce wpadnę na kogoś z samorządu, nawet zatęskniłam za moim znajomym z kilkoma imionami. Nie no. Aż tak zdesperowana nie byłam. Kontynuowałam moją wędrówkę przez kilka minut zanim wydało mi się do bezcelowe. Ten budynek nie mógł być aż taki duży!
<Nicodème? Szału nie ma... Wena poszła...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz