Mój ojciec stwierdził, że to będzie idealna szkoła dla mnie. Właściwie to nawet nie miałam wyboru, po prostu powiedział mi, że się tu przeniosę. Nie buntowałam się. W ten sposób stałam się oficjalnym członkiem Atlantyckiej Wyższej Uczelni. Hm, dziwna nazwa.
Zjawiłam się na szkolnym placu chwilę przed umówioną godziną. Budynek był ogromny, bałam się, że się tam nie odnajdę. Mimo wszystko robił naprawdę dobre wrażenie. Nerwowo bawiłam się swoimi palcami, kiedy usłyszałam, jak ktoś wypowiedział moje imię.
– T-taak – odpowiedziałam.
– Foma Przewalski. Jakimś cudem mam za zadanie cię oprowadzić – usłyszałam.
– Jakimś cudem? – zapytałam.
– Zazwyczaj... Zazwyczaj mi się to nie zdarza – rzekł, wręczając mi kuralet. – Regulamin, plany zajęć i wszystko, co potrzebne znajdziesz w środku. Wypłaty każdej niedzieli.
– Dziękuję i... Mam nadzieję, że dobrze się Pan spisze, Panie... Forma? – starałam się dokładnie dobierać słowa.
– Foma.
Chwycił moją walizkę i ruszył przodem, upewniając się, czy idę za nim. Ach, miałam wielką ochotę, żeby zwyczajnie zniknąć, jednak postanowiłam go nie denerwować - wyglądał na skupionego na zadaniu. Pokazał mi między innymi bibliotekę i łazienki.
– Generalnie... Nie jestem członkiem Rady, ale jeśli miałabyś więcej pytań, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedział, kiedy staliśmy już przed moim pokojem. Skinęłam głową, a Forma odwrócił się z zamiarem odejścia.
– Hej! - zatrzymałam go. – Bo wiesz. Nie najlepiej idzie mi nawiązywanie nowych kontaktów. Mogłabym... Traktować cię jak lepszego znajomego?
<Foremko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz