Odwzajemniłem skinienie głowy Dexterowi, a kilka sekund później zniknął z mojego wzroku. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. No cóż, wypadałoby się rozpakować. Popchnąłem lekko niebieskie drzwi, a moim oczom ukazał się pokój, w którym od dzisiaj miałem spać, przynajmniej tymczasowo, dopóki nie uzbieram na wynajem. Nie był ani duży, ani mały, można powiedzieć, że w sam raz na te dwie osoby, dla których był przeznaczony. Położyłem moją torbę na łóżku przy oknie i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Co prawda nie było ono szczytem projektanckich umiejętności, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. W końcu najpewniej i tak będę w nim tylko spać. Jako że mój współlokator się jeszcze nie pojawił, pozwoliłem sobie zagarnąć całą szafę dla siebie, a łóżka zsunąć razem. Bo kto mi zabroni?
Wkrótce pustą walizkę spokojnie wsunąłem pod łóżko. Jako że rozpakowywanie miałem już za sobą, mogłem spokojnie przystąpić do poszukiwań Hery Ivens, która według rozpiski była przewodniczącą klubu dziennikarskiego. Chwyciłem za swoją torbę oraz telefon, chowając przy tym kartę atlancką do tylnej kieszeni moich spodni i otworzyłem niebieskie drzwi.
Poszukiwania przewodniczącej nie trwały zbyt długo, gdyż praktycznie po wyjściu z pomieszczenia do moich uszu dotarł podniesiony kobiecy głos, mówiący coś o minikamerach, gazetce szkolnej i klubie. Stwierdziłem, że temat zdecydowanie dotyczył klubu dziennikarskiego, więc szybko zszedłem po schodach, a przed moimi oczami pokazała się czerwonowłosa dziewczyna. Stała pewnie, swój ciężar rozkładała po równo na każdą nogę, a ręce zaplotła na piersi. Zdecydowanie był to typ osoby, która nie lubiła, kiedy coś nie szło po jej myśli, a sądząc po jej ściągniętych brwiach, tak właśnie się stało. Według moich domysłów, właśnie stałem przed Herą Ivens, przewodniczącą klubu dziennikarskiego. Szybko się jej przedstawiłem i wytłumaczyłem, w jakim celu chciałem z nią rozmawiać. Co prawda zdziwiła się, gdy usłyszała, że chciałbym dołączyć do jej klubu, jednak oszczędziła mi zbędnych komentarzy i pospiesznie wytłumaczyła, kiedy i gdzie są spotkania, i co należy do moich obowiązków.
Wkrótce zostałem sam przed drzwiami sekretariatu. Nie wiedząc, co ze sobą począć, skierowałem się do budynku z czerwonej cegły w poszukiwaniu spokoju i dobrej lektury. Po kilku minutach stałem przed ogromnymi półkami na książki, które górowały nad każdym, jak robią to starożytne dęby. Zacząłem powoli przechadzać się po bibliotece. Wyłączyłem się, przestałem być czujny. Zamiast tego chłonąłem dziwną atmosferę czytelni. Skrzypiąca podłoga pod moimi butami, stare portrety dam w sukniach śledzące każdy mój ruch czy popiskiwanie myszy kręcących się w korytarzach tworzonych przez ogromne półki. To wszystko nadawało temu miejscu tajemniczej i niepokojącej energii. Moja dłoń wolno wędrowała po grzbietach książek, a ja studiowałem ich tytuły, zaciekawiony, jakie sekrety mogą w sobie kryć…
– Już zwiedzasz?
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pytanie. Podskoczyłem zaskoczony i gwałtownie odwróciłem się w kierunku dźwięku, zahaczając przy tym palcami o książki. Rozległ się huk.
Stał przede mną i znowu łapał każdy szczegół, znowu był drapieżnikiem. Zagubiony jeszcze w swojej głowie, postarałem się złożyć poprawne składnie zdanie.
– Ja… Po prostu… Szukam… Tfu… Nie. Znaczy tak. Ygh. – Język plątał mi się pod natłokiem zdecydowanie zbyt szybko przychodzących do głowy myśli, a ręką próbowałem rozrysować moje myśli w powietrzu. – Tak, rozpakowałem się już i... Stwierdziłem, że się przejdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz