Przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę. Uczelnia wydawała się nawet większa i wspanialsza od wszelkich zapowiedzi. A w ostatnim czasie sporo się ich nasłuchałam. Moja matka wręcz piała z zachwytu na myśl o tej placówce. Gdy wyjeżdżałam, przez łzy ciągle mówiła coś o wielkim zaszczycie dla rodziny. Nie byłam co do tego przekonana. Co prawda moje dotychczasowe życie nie było bajką, ale było stałe. Często martwiliśmy się o pieniądze, ale miałam jakiś cel. Nie wiedziałam czy nauka mi się spodoba. Sprzątanie nigdy nie sprawiało mi szczególnej przyjemności, jednak byłam w tym dobra. Z nauką dotychczas niewiele miała wspólnego. To prawda, że kiedy mój ojciec uczył mnie pisać i czytać, chłonęłam jego każde słowo, ale miałam zaledwie osiem lat. Na tym etapie wyglądało to zapewne zupełnie inaczej.
– Jocelyn O'Connor? – usłyszałam za sobą głos
Odwróciłam się błyskawicznie, nieumyślnie smagając chłopaka moim ogonem.
Skrzywił się lekko, ale nic nie powiedział. Ja również. Zlustrowałam go wzrokiem. Chłopak był ode mnie wyższy, co nie było wielkim osiągnięciem. Z moimi nie całymi stu pięćdziesięcioma centymetrami z rzadka patrzyłam na kogoś z góry. Chłopak miał białe włosy, gdyby nie był taki niski to pomyślałabym o elfach. Lub wampir. Ale wampir byłby ładniejszy. Równie dobrze mógłby być Ikarem, ale nigdzie nie zauważyłam skrzydeł. Lub...
Chłopak odchrząknął, jakby chciał zwrócić moją uwagę. Uniosłam wyzywająco jedną brew:
– Znamy się?
Pokręcił głową. Światło dziwnie odbiło się w jego włosach, wyglądały na szarawe. Pewnie był farbowanym brunetem:
– Powinieneś zainwestować w lepszą farbę do włosów – mruknęłam pod nosem.
Zmarszczył brzmi:
– Coś mówiłaś?
– Owszem - odpowiedziałam – Że jesteś za brzydki na elfa.
Zmarszczył brwi i zacisnął usta.
– Jeśli już koniecznie chcesz wiedzieć to jestem Ikarem.
Wytrzeszczyłam oczy. Chyba moje doskonałe uszy mnie zawiodły.
– Nie powiedziałem tego, żebyś się na mnie gapiła, tylko dlatego że sądziłem, że to będzie uczciwe. Ja wiem czym ty jesteś, ty wiesz czym ja jestem.
– Chyba mnie to nie interesuje – odparłam nonszalancko – Ale nie kupuje tej historyjki. Ikary mają skrzydła.
Spojrzał na mnie ostrzej:
– Moim zadaniem jest Ciebie oprowadzić, pozwól mi wykonać swój obowiązek, potem nie będę narzucał swojego towarzystwa skoro nie jest mile widziane.
– Niech tak będzie – skinęłam głową.
Chłopak przyglądał mi się chwilę, ale ruszył w kierunku budynku. Podążyłam za nim, machając delikatnie ogonem.
<Nicodème? Ja wcale tak nie myślę, to Joy!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz