Odskoczył. Byłem aż tak niezauważalny? Wybuchnąłem śmiechem, gdy wyglądający na opanowanego i wszystko wiedzącego chłopak wpadł nagle do wody, a następnie został magicznie wciągnięty pod jej taflę przez blondyna. Podczas gdy chłopcy walczyli ze sobą o władzę nad powierzchnią sadzawki, do mnie podeszła uśmiechnięta szeroko Heather.
– Oni tak zawsze? – zapytałem, odkładając aparat do mojej torby.
Blondynka pokiwała głową, parskając śmiechem.
– A żebyś wiedział – odpowiedziała.
Podniosłem się z ziemi, stając obok Heather i dalej uważnie obserwując wodne zapasy..
– Chodź, Hera załatwiła coś do jedzenia – dziewczyna przerwała moją zadumę i zaczęła iść w kierunku pobliskiej altanki.
W tym czasie Dexter wraz ze swoim przyjacielem zdążył pojawić się na brzegu. Przemoczony do suchej nitki, bez okularów i z pasmami czarnych włosów zasłaniającymi jego pole widzenia. Posłałem mu szeroki uśmiech i skinąłem głową na prawowite powitanie. Jęknął, zdejmując koszulkę, a następnie posyłając mi spojrzenie w stylu „ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”.
– To twoja wina, nie myśl, że ciebie to ominie – mruknął w moim kierunku.
Ohoho, drżę ze strachu. Hera pociągnęła go za rękę, a następnie ruszyła do altanki, ja za nimi, przed tym biorąc jeszcze swoją torbę.
Usiedliśmy, zaczynając ucztę. Sięgnąłem po butelkę z wodą, na razie omijając alkohol szerokim łukiem. Jeszcze będę miał na to czas.
– To skoro już wszyscy są mokrzy, to jeszcze zostało nam wrzucić niego, nie? – zapytał blondyn siedzący naprzeciwko mnie.– Foma, tak?
Przestudiowałem szybko otoczenie, szukając ewentualnej drogi ucieczki. Może i nie wyglądałem na boksera, ale zdecydowanie nie można było mnie nazwać wolnym. Na moje szczęście siedziałem na samym brzegu ławki. Doskonale.
– Rodzice niestety nie oszczędzili mi damskiego imienia. – Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się, powoli odkładając torbę z aparatem na ziemię i wychylając się lekko do przodu gotowy do nagłego wstania. – A ty jesteś?
– James Hopecraft. – Odwzajemnił uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz