Po dosyć krótkim sprzątaniu i umówieniu się z Heather przed ruszeniem do swojego pokoju, zahaczyłem jeszcze o miejsce wczorajszych zabaw z Dexterem, by wziąć moją skórzaną torbę, a przynajmniej zobaczyć, czy dalej się tam znajduje. Do pracowni dostałem się bez problemu, była o dziwo otwarta (czyżby nie została wczoraj zamknięta?), a torba, jak leżała w kącie rzucona pospiesznie przeze mnie, tak tam leżała. Wziąłem ją, sprawdziłem, czy dalej był w niej aparat i moja karta atlancka. O dziwo, nic nie zniknęło. Wyszedłem z laboratorium. Szybko ruszyłem do pokoju, by zabrać którąś z moich kilkudziesięciu książek, a następnie zacząłem iść w kierunku miejsca spotkania. Zerknąłem na zegarek.
– Spóźnię się... – mruknąłem pod nosem, gdy zauważyłem, że do sadzawki na pewno nie dojdę w pięć minut.
Kierując się wskazówkami Heather, w końcu pojawiłem się w umówionym miejscu. Poprawiłem skórzaną torbę na moim ramieniu. Blondynka pływała z Herą i jakimś chłopakiem w stawie, podczas gdy Dexter siedział z boku zostawiony w świętym spokoju, trzymając książkę w rękach. Zdecydowanie nie poświęcał swojej uwagi otoczeniu. Uśmiechnąłem się pod nosem i wykorzystując swoją umiejętność nagłego "znikania", zacząłem powoli i bezszelestnie iść w kierunku czarnowłosego znajomego. W końcu udało mi się stanąć za jego plecami.
Zajrzałem przez ramię czytającego, próbując przeczytać kilka pierwszych linijek ze strony.
– Nie kąpiesz się z nimi? I co czytasz? – zapytałem go z zaskoczenia, siadając po jego prawej stronie i uśmiechając się.
Zerknąłem jeszcze kątem oka na pływaków w jeziorze, a następnie wyjąłem aparat ze swojej torby i zacząłem przeglądać zdjęcia sprzed przyjazdu do akademii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz