– Jesteś pewny, że nie masz jakiegoś pradziadka zwierzołaka? – zapytał Foma, co zignorowałem z całą mocą obliczeniową mojego umysłu, która w tym momencie wynosiła 0/0, error, błąd systemu, proszę spróbować ponownie. To już nie były pierwsze lepsze ciastka z pobliskiego dyskontu, zapakowane masowo i pieczone całkowicie przez zbiorowisko maszyn. To było ciasto. Z jagodami. I czekoladą. Temu się nawet okruszka po nim zostawić nie godzi. Ledwo zarejestrowałem fakt, że chłopak zaczął się zbierać.
– Mam nadzieję, że w jakimś stopniu się wam odwdzięczyłem. Dziękuję ci Heather, bez ciebie pewnie leżałbym w łóżku z drgawkami. A teraz trzeba posprzątać!
Zabraliśmy się za zacieranie naszych śladów. co długo nie potrwało. A chwilę później dziewczyna zaproponowała drobny spacer w celu rozruszania mięśni. Umówiliśmy się, że za pół godziny spotkamy się nad sadzawką, którą Heat znalazła wczoraj w lesie. Gorąco zaprosiła Fomę, a ja w międzyczasie skoczyłem jeszcze do pokoju po coś do czytania. Pół godziny później siedziałem już z Heather, Jamesem i Herą, którzy zostali również zaproszeni w międzyczasie przez jasnowłosą. Swobodne spotkanie przekształciło się w próbę pływania. Znaczy, ja pozostałem na brzegu, mając nadzieje, że tamci nie spróbują się póki co utopić. Było zdecydowanie za gorąco, zbyt parno, a pot wręcz z nas parował. Jasnowłosy właśnie próbował utopić rudą, podczas gdy ja zabrałem się za czytanie książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz