– Na razie nie mamy zbyt wielu członków, ale za to możemy się pochwalić o wiele lepszym zapleczem. Asortymentem. I sporą ilością odpowiednich procentów zrobionych na boku – oświadczył chłopak, wzruszając ramionami i pewniej opierając się na prawej nodze.
– Żartujesz? – zapytałem Dextera, uśmiechając się niedowierzająco.
Pokręciłem głową zdziwiony i opuściwszy wzrok na buty, parsknąłem śmiechem. Członek samorządu potajemnie dorabiający alkohol z innymi członkami własnego klubu? Takie sprawy nie działy się nawet na cesarskim dworze. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na moje pytanie i podniósł wyzywająco kącik swoich ust do góry ze szczyptą iskry rozbawienia w zielonym oku.
– Boisz się sprawdzić samemu? – rzucił wyzwanie, zadzierając przy tym nos do góry i prostując się.
W ciągu sekundy podniosłem wzrok na chłopaka, zmarszczyłem brwi. Uśmiechnąłem się i znowu pokręciłem głową, niedowierzając. Typowy, świetnie bawiący się drapieżnik. Jak kot, który zamiast od razu przetrącić kark myszy, trąca ją łapą i patrzy, jak ta ostatkiem sił próbuje jeszcze uciec. Podtrzymuje płomień ciekawości, potrafiącej wywołać pożary i czeka, aż ofiara się sparzy. No cóż, nie bez powodu nazywa się ją pierwszym stopniem do piekła, a podczas gdy rozsądek mówi „nie”, duma mu przeczy i zachęca do działania bez zastanowienia. I czasami zdarza się tak, że chociaż doskonale przeczuwa się, że coś się stanie, ignoruje się to, myśląc, co może się stać. Ciekawość wygrywa.
– Mam to traktować jako wyzwanie, prośbę czy obelgę? – zapytałem dosyć chłodno, może nawet zbyt chłodno jak na tę sytuację, w kierunku szatyna. - W dodatku kto powiedział, że tego nie sprawdzę? – Na moją twarz wypłynął chytry uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz