Posłałem uśmiech w stronę Heather, kątem oka zerkając na Dextera, który zjadł już połowę swojego kawałka. Kto by pomyślał, że poważny drapieżnik jest aż takim łasuchem uwielbiającym wszelki cukier w każdym wydaniu. Wybuchnęliśmy śmiechem, gdy ten brał kolejny kawałek, podczas kiedy my dopiero co zasiadaliśmy przed stołem. Rozmowy z Heather zdecydowanie były przyjemną rzeczą, normalną i uspokajającą, jakby zwalniającą czas. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, o jedzeniu i pieczeniu ciast (obiecałem, że w kolejnym numerze szkolnej gazetki postaram się upchnąć jakiś przepis), o typach ludzi, o zwierzętach i o muzyce. Podczas gdy Dexter siedział cicho, objadając się moim wypiekiem, my rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż na okrągłej blasze leżącej przed nami nie było nawet okruszka. Czarnowłosy chłopak zerknął smutno na swój talerz. Uśmiechnąłem się, było to na swój własny sposób słodkie. Heather uniosła rękę i zaczęła przeczesywać nią włosy Dextera. Mruknął i przybliżył się do dziewczyny. Oj, zrobiło się jeszcze słodziej, a po tarcie z białą czekoladą miało to podwójny impakt.
– Wyglądasz jak kot – powiedziałem, opierając głowę na łokciu.
Odkiwnął głową i mruknął coś bliżej nieokreślonego. Parsknęliśmy śmiechem z Heather, dosłownie przesłodzeni, i atmosferą, i jedzeniem.
– Jesteś pewny, że nie masz jakiegoś pradziadka zwierzołaka? – zapytałem, uśmiechając się.
Dexterowi brakowało jedynie kocich uszu, bo zachowywał się jak najedzony kot. W dobrym humorze, mruczący cicho i osowiale ruszający się. Wszystko się zgadzało.
Wstałem w końcu od stołu, powoli i bez pośpiechu.
– Mam nadzieję, że w jakimś stopniu się wam odwdzięczyłem – oznajmiłem, a na moją twarz wpłynął jeszcze szerszy uśmiech. – Dziękuję ci Heather, bez ciebie pewnie leżałbym w łóżku z drgawkami. – Klasnąłem w ręce, przerywając jedną część mojej wypowiedzi. – A teraz trzeba posprzątać! – oznajmiłem, podnosząc swój talerz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz