Przed wyjściem na stołówkę, poznana wczoraj przeze mnie członkini samorządu porwała mnie na chwilę, chcąc porozmawiać. Rozmowa długa nie była, jednak w czasie niej w końcu wymieniliśmy się swoimi imionami, a ja dowiedziałem się kilku rzeczy, które mogły okazać się przydatne w przyszłości. Między innymi, że gdyby Dexter coś przeskrobał, mam pójść do Heather, a ona spełni swoje obietnice z wczoraj, a ja będę mógł jej pomóc. Z wielką chęcią. Po krótkiej wymiany zdań między naszą dwójką wyszliśmy z łazienki, a przed nami ukazał się lekko zniecierpliwiony chłopak opierający się o ścianę. Ruszyliśmy do kuchni.
Od razu, gdy się w niej pojawiliśmy, zostawiłem moich kompanów w tyle, wchodząc do spiżarni. Zdecydowanie było to magiczne miejsce, znajdowało się w niej wszystko od kardamonu do szafranu (kto by się spodziewał szafranu w szkolnej stołówce?), a wszystko to ładnie ułożone na półkach i podpisane. Raj! Znalazłem wszystkie potrzebne składniki, choć nie zrobiłem tego z łatwością, w końcu odnalezienie się w szkolnej chłodni było nie lada wyzwaniem. Drzwi otworzyłem popchnięciem ich barkiem, podczas gdy potrzebne rzeczy ledwo utrzymywałem w dłoniach. Szybkim jak na mój aktualny stan krokiem, chcąc jak najszybciej odłożyć składniki, ruszyłem do najbliższego blatu. Odłożyłem rzeczy i oparłem się rękoma o blat, gdy nagle przed oczami zrobiło się ciemno. No tak. Zignorowałem to jednak i wyprostowałem się praktycznie od razu.
– Czy tarta z jagodami i kremem z białej czekolady będzie wam odpowiadał? – Uśmiechnąłem się w kierunku Heather i Dextera, idąc w kierunku zlewu, by umyć ręce. – Ah, i czy wiecie, gdzie znajdę fartuchy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz