Siedziałam w pokoju rady samorządu, znajdującym się na końcu szkolnego korytarza na trzecim piętrze i powoli dostawałam szału. James zaczął latać za jakąś kurduplastą brunetką, Dexter wodził oczami za nowym obiektem, próbując ustawicznie wciągać go w jakieś gierki, a jedyną osobą, która ogarniała jako-tako w tym czasie samorząd był Nicodeme. Chociaż nie wiem co robił i jak rozgarniał, bo oczywiście mieliśmy fenomenalne zgranie w czasie. Jak przystało na osoby z dwóch różnych klas, zabierał się za papiery w czasie moich lekcji, a ja podczas jego. I w ten sposób nasze notatki przypominały kiepsko rozrysowane komiksy, bo żeby się nie pogubić próbowaliśmy komunikować drugiej osobie najważniejsze informacje. Karteczki się odlepiały, wszystko się potem kleiło. Ołówek nie zdawał rezultatu, w trakcie ścierania niszczyliśmy papier. Stanęło na drukowaniu dwóch kopii, jednej niewypełnionej, a drugiej do nanoszenia wzajemnych poprawek. Nie szczędzono komentarzy typu: "Ty chyba masz mikrofalówkę zamiast kalkulatora", po karkołomne, ostre karykatury drugiej osoby. Cóż. Trudno zaprzeczyć, że do tej roboty dobraliśmy się fenomenalnie. Spojrzałam tęsknie na paczkę fajek, słabo ukrytą w kieszeni płaszcza przewieszonego przez okoliczne krzesło. A co było w tym wszystkim najgorsze? Paczka była pusta. Jak żyć, Cesarzu, jak żyć. Znerwicowana wstałam, rozrzucając kilka ważnych formularzy po pokoju. Westchnęłam, zebrałam je i ułożyłam równo ponownie na stole. Podeszłam do lustra, wyciągając ze szkolnej torby podręczną kosmetyczkę. Poprawiłam związane włosy, wklepałam moje ulubione waniliowo-cytrusowe perfumy w skórę, następnie nałożyłam drugą warstwę ciemnoczerwonej szminki. Ponownie założyłam na stopy niewielkie obcasy, które zdejmowałam na czas pracy, nogi też potrzebują czasem odpocząć. Chwilę później zmierzałam wraz z teczką pełną danych o nowych uczniach prosto do akademika. Po drodze przypomniałam sobie jeszcze o jednej z nowych dziewczyn, którą wyjątkowo oprowadzał Foma. Cóż, chyba warto będzie do niej zajrzeć. Zapukałam do jej pokoju, ale odzewu żadnego nie było. Spróbowałam otworzyć drzwi, sprawdzając czy jest zamknięte, ale jak rasowa ameba potknęłam się na progu i wpadłam do pokoju. W którym aktualnie przebierała się... Shioko? Chyba tak miała na imię. Zaczerwieniłam się nieporadnie.
– Przepraszam... – wymamrotałam niepewnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz