– Oh. Dziękuję. Nie wiem, jak się odwdzięczę. Co do mięśni jest już lepiej, chociaż czuję się, jakbym dopiero co przebiegł maraton. Bez przygotowania. – A ty? Czy jest już… lepiej? Trochę lepiej? – mruknął w kierunku Heather, biorąc od niej tackę z jedzeniem, od której mi samemu do ust napływała ślinka. Nie ma bata, trzeba będzie wyżebrać jakimś cudem cudowny sposób dziewczyny na takie przysmaki. W porównaniu z przeciętnym stołówkowym żarciem, jakie serwowano nam każdego dnia, Fomie zdecydowanie się upiekło. Przywileje i zalety bycia niedysponowanym, aż poczułem się odrobinę zazdrosny, nawet jeżeli wiedziałem, że w przypadku choroby mogłem oczekiwać podobnego wsparcia mentalnego. I żywieniowego.
– O wiele, dobry sen to jednak podstawa – powiedziała dziewczyna, poszerzając uśmiech. Znałem ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że kłamie, ale tym zajmiemy się później.
– Boże, naprawdę nie wiem, jak się wam odwdzięczyć… – Uśmiechnął się niedowierzająco. I był to zdecydowanie pozytywny uśmiech. Miły. Przyjazny. Szczery. Otwarty, o dziwo. Cóż, chyba wszyscy mamy czasem lepsze dni, a tyle dobrego, że powoli wyraźnie zapominał o wczorajszym incydencie.
– Czy uczniowie mają jakikolwiek dostęp do kuchni? I czy są w niej składniki na tartę cytrynową lub tartę jagodową?
– Kucharki powinny mieć teraz przerwę – odparłem, zaczynając chwytać o co im chodzi. – Powinny być, chłodnia jest całkiem nieźle wyposażona, patrząc na wydatki. – Nawet jeżeli nie poprawiało to jakości posiłków, zrobienie rozmokłego ryżu z nieokreślonym sosem wydawało się szczytem możliwości, przynajmniej podanym na stołówce. Chłopak w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i zaproponował krótki wymarsz do wspomnianego miejsca, mieliśmy już wychodzić (słodycze, słodycze, SŁODYCZE!, dobre ciasta, bardzo dobre ciasta się zapowiadały), gdy Heat wzięła chłopaka na moment na stronę. Chwilę potem wyszli z łazienki, on lekko zdezorientowany i zagubiony, a ona tak samo spokojna i otwarta, jak zawsze. Pięć minut później byliśmy już w, na szczęście pustej, kuchni. Foma poszedł do chłodni po składniki.
– Co mu powiedziałaś? – spytałem szeptem.
– Że jesteś dupkiem. I że jak coś mu odwalisz, to ma przyjść. Członek samorządu czy nie, tego rodzaju zachowanie nie będzie tolerowane. I że ma nie czuć się zastraszany, bo osobiście złoję ci skórę – powiedziała spokojnie, uśmiechając się.
– Coś czułem, że to było w tym stylu – jęknąłem, a powrót chłopaka przerwał naszą rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz