Jako, że ojciec miał tylko jeden samochód, a stwierdził, że nigdzie nie będzie mnie podwoził, byłem skazany na jazdę pociągiem. Tak więc tłukłem się w wagonie z paroma innymi osobami przez parę godzin. Tyle dobrego, że aby dojść do uczelni, na którą wysłał mnie Thomas, musiałem się przejść lasem.
– To teraz krótki spacer – mruknąłem do siebie, stając na peronie z plecakiem przewieszonym przez ramię. Mimo wszystko cieszyła mnie taka sytuacja, była z dala od tego wynalazcy, dla którego byłem tylko kolejnym eksperymentem. Cicho westchnąłem i ruszyłem w stronę pobliskiego lasu. Szedłem prostą ścieżką z zamkniętymi oczami, kiedy usłyszałem ciche skomlenie. Od razu ruszyłem w stronę dźwięku i zauważyłem ciężarną suczkę kundelka, która zaklinowała się w wyrzuconą tu starą żyłkę od wędki.
– Spokojnie – powiedziałem do psinki, dając jej rękę do obwąchania. Kiedy ze spokojem ją polizała, oswobodziłem ją z jej więzienia i lekko pogłaskałem po pyszczku. Na szczęście nic jej nie było, co najwyżej parę zadrapań. - Uważaj na siebie - powiedziałem do niej, wyciągając z plecaka kawałek chleba, który pozostał mi z podróży. Psina łapczywie zjadła to co jej dałem, po czym stanęła obok mnie i zaczęła merdać ogonem. Kiedy ruszyłem dalej w stronę akademika, ta ruszyła za mną i szła przy mojej nodze. Naprawdę nie rozumiałem jak ludzie mogą porzucać tak ufne nam zwierzęta. Nie potrafiłem stwierdzić ile już idę, jednak po chwili ujrzałem koniec lasu, a dalej kampus, do którego zmierzałem. Przy jednym z budynków zauważyłem jasnowłosą dziewczynę, która wyraźnie na kogoś czekała, jak mogłem się spodziewać, czekała na mnie. Z tego też powodu podszedłem do niej.
– Witam. Jestem Fintan Shibudo – przedstawiłem się z lekkim uśmiechem, który jak zwykle był udawany, aczkolwiek wyglądał na szczery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz