— Yhm, pierdoleni pacyfiści. — Przeniosłem wzrok na czarnowłosego chłopaka i spojrzałem na niego w szoku. Bo przecież do pacyfisty było mi daleko, po prostu uważałem, że mordowanie idiotycznych skrzatów nie należało do bycia humanitarnym i tak dalej. — Spójrz na to w inny sposób, ty zeżresz ich albo oni ciebie. Ja tam wolę się nie przekonywać na własnej skórze, czy oni też sadzą kwiatki, robią pokój zamiast wojny i dzielą między siebie fajkę pokoju. Ubierasz, szorujesz do nich i upewniasz się, że zamkniesz każdemu z nich paszczękę rękawiczką...
Prychnąłem, odwracając ostatecznie wzrok i chowając dłonie do kieszeni tych cudownych, ogromnych ogrodniczek (w sumie były naprawdę wygodne i całkiem nieźle się układały), a następnie po prostu miałem ochotę warknąć, jednak blondynka zdążyła wciąć się już przed mój, szykujący się już, monolog.
— Są nasączone środkiem usypiającym, który jest nieszkodliwy dla ludzi, ale jego zapach nawet w małej dawce potrafi uśpić skrzaty. Problem polega na tym, że receptory odpowiedzialne za wyczuwanie zapachu są u nich na początku gardła, więc trzeba je przytrzymać jedną ręką i wsadzić drugą. Jeszcze jakieś pytania? — zapytała, przenosząc błękitne spojrzenie na mnie. — Grunt, żeby przy załatwianiu jednego, nas nie chciało załatwić pozostałe dziewięć.
Wzruszyłem ramionami, westchnąłem ciężko i zgarbiłem się ciut bardziej.
— Po prostu miejmy to już za sobą, im szybciej, tym lepiej — mruknąłem, niezbyt przekonany do całej tej akcji z wkładaniem jakiemukolwiek stworzeniu ręki do gardła. Auć. — I nie jestem pacyfistą, po prostu uważam zabijanie i tak dalej za bezsensowne — dodałem jeszcze, chcąc postawić na swoim i wskazując palcem na Dextera.
Mega wpis. Jeden z lepszych
OdpowiedzUsuń