niedziela, 16 września 2018

Idziemy zaszaleć [6]

— Dasz radę, Heather, jak nie ty, to kto. — Zanuciłam pod nosem doskonale wszystkim znaną melodię, przyglądając się, jak Wanda dobiera spódnice do golfu. — W sumie ja dalej do końca nie wiem, co chcę robić. Niby to zielarstwo, botanika i tak dalej, ale… sama nie do końca wiem, czy potrafiłabym na tym zarabiać. — Zaśmiałam się głośno, widząc cierpką minę dziewczyny. Doskonale potrafiłam ją zrozumieć, sama wciąż miałam wątpliwości, ale na razie jakikolwiek plan wyglądał równie dobrze, co każdy. Nie ma tego złego, a w końcu dojdziemy do jakiegoś sensownego rozwiązania, które wskaże nam nasze jedyne, wyjątkowe miejsce na ziemi. — Zawsze pozostaje otworzenie salonu z sukniami ślubnymi, by troszkę się pognębić, a i kasa najgorsza nie jest.
— By troszkę się pognębić? — roześmiałam się ciepło, podchodząc do dziewczyny i okręcając ją kilka razy wokół własnej osi. — Wanda, nie masz nawet trzydziestki, a już zakładasz, że nigdy się w ślubną kiecę nie wciśniesz, tego lub tej właściwej pewnie jeszcze nie poznałaś, na co czarne myśli? — mruknęłam, przyglądając się jej uważnie. — Skrócam ci czas na przygotowania o pół godziny, skoro masz czas na myślenie o takich rzeczach. — Mrugnęłam do niej, ruszając do rzuconej gdzieś tam kosmetyczki, z której zaczęłam wyjmować kosmetyki i mazidła. — Maluj się, zarzuć włosami i lecimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis