niedziela, 2 września 2018

Kto by pomyślał, że to wytrzyma [4]

Westchnął cicho, opuszczając na chwilę wzrok, aby następnie po prostu pokiwać głową i ostatecznie usiąść obok mnie. Na tej mokrej, legendarnej ławce, na której spotykało się już wiele osób, a niektórym może i te spotkania wywróciły życie do góry nogami.
Kto to tam wie.
— Życie, Wandziuchna, życie, nic więcej, nic mniej — mruknął z nogą założoną na tę drugą. Zerknęłam na chłopaka kątem oka i posłałam mu słaby uśmiech, w myślach stwierdzając, że tak, to wszystko było cholerne, chyba ciut męczące życie. — Ułoży się, zobaczysz, to tylko chwilowy dołek — oświadczył.
I nawet nie zauważyłam kiedy jego palce musnęły moje czoło, kiedy zabrał mokre pasma włosów z mojej twarzy, a ja po prostu na chwilę zamarłam, serce stanęło, a ja wstrzymałam oddech, nie przybliżając się, ani nie uciekając od ciepłej ręki. Jak marmurowa rzeźba.
— To była nasza wspólna decyzja — odezwałam się w końcu, po chwili zastoju i może szoku, wzruszając ramionami i ponownie opuszczając wzrok. Zmrużyłam oczy, stwierdzając, że bardzo możliwe, że w butach miałam już jezioro, jeżeli nie ocean. Chlupało. — Rozeszliśmy się w dobrych relacjach — dodałam jeszcze, uśmiechając się ciut szerzej. — Ale no. Po prostu wzięło mnie na jakieś przemyślenia, cholerną melancholię i dramatyzm w deszczu, nic strasznego i w ogóle. Chyba daję radę, nawet bez Fomy.
Który przestał odpowiadać na wiadomości i powoli zaczynałam się martwić, nawet jeżeli byłoby to marne jęczenie młodszej siostry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis