niedziela, 2 września 2018

Kto by pomyślał, że to wytrzyma [3]

Ten uśmiech zagubionej dziewuszki z wielkiego miasta, mi dobrze znany, spotykałem się z nim zdecydowanie często. Przewalska taka po prostu była. Do szczekania pierwsza, do działania i ponoszenia konsekwencji swoich poczynań i słów ostatnia, a i tak zawsze, jak coś robiła, to pchała łapska akurat tam, gdzie ich nie potrzeba. No, a później dziwiła się, że coś je odgryzało w okolicach łokcia. Jeszcze do tego ryczała i przybiegała do pierwszego lepszego, pokazując nieporadnie kikuty i licząc na cuda.
— Hej Yamir — rzuciła, zerkając na moją osobę i och nie, tylko nie te smutne, zielone oczyska, cóż się stało, pani Przewalska, proszę przestać, tak być nie powinno. — Tak jakoś. Nijako. Może to pogoda i ten deszcz. I jeszcze zerwałam z Filipem, i w sumie to jakoś tak strasznie melancholijnie się zrobiło i w ogóle, chyba ostatnio za dużo myślę... Usiądziesz?
Westchnąłem cicho. No tak, lokowany chłoptaś. Może rzeczywiście było ją teraz zatrzymać. Byłoby jedno złamane serduszko mniej, czy coś. Mniej problemów, mniej wspomnień, nieco łatwiej pogodzić się ze światem i tak dalej.
Jednak pokiwałem głową i zająłem miejsce obok niej, opierając się o drewno i zakładając nogę na nogę, gdy ta wciąż zaciskała palce na zielonym kubeczku.
— Życie, Wandziuchna, życie, nic więcej, nic mniej — odparłem, zerkając na blondynkę. — Ułoży się, zobaczysz, to tylko chwilowy dołek — mruczałem, wyciągając dłoń w jej stronę i odsuwając mokre włosy z jej czoła, zdając sobie sprawę z tego, jak śmiały był to gest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis