środa, 26 września 2018

Kto by pomyślał, że to wytrzyma [21]

I rzeczywiście, objęła mnie, przytuliła, jak to zbłąkane dziecko. Otuliła ramionami, palce zaciskając to na mojej bluzie, to na włosach, z których pewnie dało radę wycisnąć i wykręcić wodę. Prawdopodobnie nie były miłe w dotyku, kleiły się do rąk i były po prostu obrzydliwe.
I mimo tego, jak paskudnie w tamtym momencie nie wyglądałem i się nie zachowywałem, ta wciąż mnie trzymała, szeptała słodkie jak ulepek i czułe słówka, wprost na ucho, owiewając skórę przyjemnym, ciepłym oddechem.
Czułem ciarki przebiegające po całym moim ciele. Nie wiedziałem, czy z powodu wydechów, które lądowały po mojej stronie, dotyku palców, czy samej obecności dziewczyny, która raczej nie miała zamiaru mnie zostawiać. Przynajmniej nie teraz.
A tego chyba potrzebowałem, bo coś ostatnimi czasy często żegnałem się z ludźmi.
Dłonie zjechały na twarz. Usta znalazły swoje miejsce na raczej chłodnym nosie. Uśmiech zawirował na wargach, a ciepło rozlało się po moim organizmie.
Sama również drżała, dopiero teraz byłem w stanie to zauważyć.
Prędkie odsunięcie się, przecierając dłonią zagilany nos, za chwilę ściągając z siebie bluzę i nie czekając na żadną reakcję, zarzucając ją na ramiona Przewalskiej. Chrząknąłem.
— Powinniśmy wracać, robi się coraz zimniej — stwierdziłem, układając usta w pozytywnym grymasie, co musiało wyglądać raczej nieciekawie w połączeniu z czerwonymi oczami i smugami na buzi.
Nie lubiłem tych chwil słabości.
Bałem się płakać.
I coraz bardziej żałowałem, że w jakiś sposób się otworzyłem i wyszedłem na paskudną beksę z trybem paniki.
Nie czekałem, podniosłem się i wyciągnąłem dłoń do przemoczonej Wandy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis