niedziela, 2 września 2018

Kto by pomyślał, że to wytrzyma [2]

I zastanawiało mnie, czemu zawsze w takich chwilach musiałeś pojawiać się ty. I bynajmniej, nigdy nie uważałam tego za coś okropnego czy negatywnego, ale jednak wolałam spotykać się z tobą, gdy po prostu w spokoju mogłabym spojrzeć w te złote oczy, powiedzieć, że są ładne, ale nic więcej, nawet jeżeli byłoby to beznadziejnym kłamstwem. Po prostu, nie lubiłam się rozpadać, a w szczególności przed tobą, bo zawsze było to jakimś cholernym ryzykiem, że tym razem powiem o jedno słowo za dużo, wyjawię ten swój mały sekret, a wraz z tym nie będzie już odwrotu czy kolejnych szans, bo będziesz wiedzieć.
A ja chyba nie chciałam, żebyś wiedział, nie wtedy, nie w takim stanie.
— Hej, Przewi — rzuciłeś, niby od niechcenia, a jednak nie do końca, z charakterystycznym właśnie dla Yamira Kumara luzem, to wszystko przyprawione machnięciem dłoni. — Co to za mina?
I uśmiechnęłam się nieporadnie, i może przewróciłam oczami, a to wszystko z marnym wzruszeniem ramionami.
— Hej Yamir — mruknęłam cicho, raczej bez przekonania, przenosząc wzrok na twarz przyozdobioną złotem, które naprawdę dobrze podkreślało te nieszczęsne oczy doskonale wpisujące się w pamięć drugiej osoby, w tym przypadku mnie. — Tak jakoś. Nijako — odpowiedziałam, chcąc chyba wywiercić dziurę pantoflem w posadzce. No cóż, szło mi raczej marnie. — Może to pogoda i ten deszcz. I jeszcze zerwałam z Filipem, i w sumie to jakoś tak strasznie melancholijnie się zrobił i w ogóle, chyba ostatnio za dużo myślę... — podsumowałam ciut nieporadnie, biorąc łyk herbaty i przenosząc swoje spojrzenie na wolne miejsce obok mnie. — Usiądziesz?
Och, Przewalska, ty głupia dziewucho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis