niedziela, 23 września 2018

Kto by pomyślał, że to wytrzyma [17]

Przyrzekam, nigdy w moim krótkim życiu aż tak bardzo nie wyostrzałem zmysłów. Doglądałem jej wszystkim. Wzrokiem, słuchem, zapachem, intuicją, łapiąc każdy szczegół, doszukując się najmniejszych zmian znaczących o tym, że Przewalska znalazła się w niebezpieczeństwie. Była dzika, była nieokrzesana i była nieostrożna, a to połączenie tylko prosiło się o wypadek.
Który w końcu, na nasze nieszczęście się wydarzył.
Oglądanie jej, jak wpada do wody, było chyba najpaskudniejszym doznaniem, jaki przeżyłem. Nie, wróć, kończyny kotłujące się w wodzie i urywany przez ciecz krzyk był tryliard razy gorszy, doprowadzający mnie do szaleństwa, spędzający sen z powiek przez kolejne tygodnie. Bo widziałem tylko ją i czułem tylko strach, obezwładniający strach, wciskający do oczu hektolitry łez.
Rzuciłem się w jej stronę, nie bacząc na to, czy się nie poślizgnę i czy nie wybiję zębów.
Przewalska umierała, a ja umierałem razem z nią.
Wytargałem ją, jakimś cudem, łapiąc pod pachami i wręcz wyciągając, jak jakiś wór z tego pierdolonego mułu. Wyprowadziłem ją na brzeg, gdzie oboje łupnęliśmy o zimną trawę. Pluła wodą, ale oddychała, całkiem sprawnie, wciąż płacząc i kaszląc.
A ja się darłem. Po prostu na nią wrzeszczałem.
Że jest głupia, że jej nienawidzę, że mogło jej się coś stać, że mówiłem, że nie powinna, że jest nieodpowiedzialna, że ją kocham, że po prostu nie mogę jej ścierpieć, że jest dla mnie czymś, przez co wpadam w pieprzony amok, że nie może umrzeć, że nie może mnie po prostu zostawiać, że nigdzie dalej nie idzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis