I siedziałam na już chyba legendarnej w jakimś stopniu ławce z papierowym kubkiem z herbatą pomiędzy palcami, niezbyt przejmując się upałem czy kroplami deszczu spadającymi prosto na moje włosy, na moją twarz. I zastanawiałam się, czemu to wszystko zaczęłam, czemu to wszystko skończyłam, doskonale zdając sobie sprawę, że tak czy siak go zranię, wyjdę na tą złą, nieogarniętą i wredną.
Wypiłam łyk herbaty, a następnie podniosłam wzrok, chcąc przyjrzeć się zachmurzonemu niebu.
A może ja zawsze byłam tą złą, nieogarniętą i wredną?
Westchnęłam cicho, stukając palcami w kubek i wzruszyłam ramionami, stwierdzając, że w sumie było to bardzo możliwe. Albo po prostu ponownie histeryzowałam, rozwodząc się w swojej głowie na temat przemijającego czasu, tych wszystkich szans, z których po prostu nie skorzystałam z powodu własnej głupoty.
Bo przecież dopiero co tutaj zawitałam, miałam te piętnaście czy szesnaście lat i byłam jakimś tam ciut za głośnym bachorem (nie żebym dalej nim nie była, to już zupełnie inna sprawa), a zaraz wybić miało mi dwadzieścia, podczas gdy ja po prostu siedziałam sobie na mokrej ławce w samotności, z włosami przyklejającymi się do czoła, kubkiem zielonej herbaty pomiędzy palcami i w zdecydowanie za ładnej, lekkiej, pastelowej sukience, by wychodzić w niej ot tak, bez okazji, w dodatku na ulewę.
Przymknęłam powieki, marszcząc czoło i zastukałam butem o posadzkę.
Chciałabym zacząć to wszystko od początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz