Usiadła na barierce, podparła się rękoma i to przecież było istną prowokacją, niech ją Cesarz broni, poczułem jeszcze większą ochotę, żeby świsnąć i pomóc jej dostać się na dół. Najkrótszą możliwą drogą, za to jaką piękną wycieczkę miałaby w swoich ostatnich chwilach, cały świat przelatuje przed oczami, a następnie bolesne, twarde spotkanie z rzeczywistością.
Ale za tak dobrą czekoladę, to mogłem pomyśleć o wybaczeniu. Nie całkowitym, bo przecież ja i tak już oferowałem niewymowną pomoc, starając się zmniejszyć ilość kalorii, jakie mogła w siebie wcisnąć dziewczyna. Dbałem o jej tyłek, figurę i wszystko inne na raz wzięte, powinienem za to otrzymać jakiś medal.
Ale za tak dobrą czekoladę, to mogłem pomyśleć o wybaczeniu. Nie całkowitym, bo przecież ja i tak już oferowałem niewymowną pomoc, starając się zmniejszyć ilość kalorii, jakie mogła w siebie wcisnąć dziewczyna. Dbałem o jej tyłek, figurę i wszystko inne na raz wzięte, powinienem za to otrzymać jakiś medal.
— Śmiało. Jeszcze za mną tak zatęsknisz, paskudo, że wynajmiesz nekromantę, żeby przywrócił mnie do życia. — Prychnąłem pod nosem, mrużąc oczy. — Jedynie groźby brata, że umrze przeze mnie śmiercią głodową, jeżeli ja, wyrodna siostra, która go nie kocha, nie wrócę. Mało przekonujące, skoro wysłał mi list poplamiony cynamonem i karmelem.
— Jeżeli dostałbym jakąkolwiek szansę, pozbyłbym się ciebie w ciągu trzech sekund. I to tylko dlatego, że tyle zajmie mi powiedzenie: "Proszę, zabierzcie ją!" — skłamałem bez mrugnięcia okiem, klepiąc dziewczynę po ramieniu. — Nie martw się, przehandluję twoje ciało za coś wartościowego. Pięć hektolitrów napojów gazowanych i trzy paczki fajek, a organy oddam biednym, chorym dzieciom na przeszczepy. W końcu przysłużysz się w jakiś sposób społeczeństwu — wyrecytowałem, wyciągając z kieszeni fajkę, którą zapaliłem i ostentacyjnie zaciągnąłem się.
— A u ciebie? Jak sobie radzisz? Nie utonąłeś jeszcze w papierach? — Skończyłem czekoladę, drugą dłonią otworzyłem puszkę coli, upiłem łyk i skrzywiłem się, czując nieprzyjemny, zmieszany posmak.
— Jeżeli dostałbym jakąkolwiek szansę, pozbyłbym się ciebie w ciągu trzech sekund. I to tylko dlatego, że tyle zajmie mi powiedzenie: "Proszę, zabierzcie ją!" — skłamałem bez mrugnięcia okiem, klepiąc dziewczynę po ramieniu. — Nie martw się, przehandluję twoje ciało za coś wartościowego. Pięć hektolitrów napojów gazowanych i trzy paczki fajek, a organy oddam biednym, chorym dzieciom na przeszczepy. W końcu przysłużysz się w jakiś sposób społeczeństwu — wyrecytowałem, wyciągając z kieszeni fajkę, którą zapaliłem i ostentacyjnie zaciągnąłem się.
— A u ciebie? Jak sobie radzisz? Nie utonąłeś jeszcze w papierach? — Skończyłem czekoladę, drugą dłonią otworzyłem puszkę coli, upiłem łyk i skrzywiłem się, czując nieprzyjemny, zmieszany posmak.
— Jestem perfekcyjnym przewodniczącym, normalnie przynoszę ludziom mannę z nieba i szansę na zaliczenie semestru. Lepiej mi powiedz, jak ty tam sobie radzisz i gdzie jest moja lornetka, poczujmy się jak za starych, dobrych czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz