niedziela, 9 września 2018

Klub Lornetkowy [7]

— Byłbyś paskudnym przyjacielem — potwierdziła, krzywiąc się na moment, gdy sam zająłem się pałaszowaniem kolejnej czekolady, którą zwinąłem z kamiennego gzymsu. Zdecydowanie gdybym miał wybrać jedną rzecz, do której Vene miała prawdziwy talent, to byłoby to wybieranie słodyczy. Zawsze wiedziała na co miałem ochotę w danym momencie, co uważałem za zbyt słodkie gówno, a co za niewystarczająco czekoladową podróbkę.
Stara, dobra, Vene. Nawet nie umiałem policzyć, ile lat się już znaliśmy, wspominając pierwsze spotkanie, kiedy nasze matki w końcu nas sobie przedstawiły. Oczywiście, pierwsze skrzypce z naszej strony grali raczej Orion ze Skylar, ale staraliśmy się dotrzymywać im tempa. Dokazując, marudząc i integrując się z nowo poznanym kuzynostwem. 
— Matka siedzi w pracowni i pracuje nad obrazami, James pewnie układa sobie swoje kolorowe życie z Mary Lou, Arisa dalej lata za spódniczkami, chociaż kij ją wie. Bliźniaki prawdopodobnie sieją chaos. Albo Leia poderżnęła gardło chłopakowi Leitha i odprawiają pogrzeb, kłócąc się nad grobem biednego, niedoszłego szwagra. Zgaduję. Ostatnio ich widziałam w wakacje, a przez te kilka miesięcy mogą odprawiać różne cuda. — Uśmiechnęła się ciepło. — Do stolicy, a ze stolicy każdy poszedł w swoją stronę. — Och, skąd ja to znałem. U nas też wszyscy niby razem, niby osobno, ale to były naprawdę dzikie, niezrozumiałe i w pewien sposób samotne czasy. 
— A twoje rodzeństwo? Wieki was wszystkich nie widziałam. I musisz mi opowiedzieć o Heather, bo może moja pamięć jest do kitu i ma mnóstwo dziur od Mysterium, ale Heat bym pamiętała.
— Lepiej ty mi powiedz, jak to możliwe, że James po rumienieniu się od Oriona i tak wiedzie życie nędznego heteroseksualisty. Biorę to za ujmę na honorze odnośnie czarowności mojego rodzonego brata. Jestem za to dumny za coming out Leitha, na Livernell, jak ja mogłem to przegapić? — jęknąłem zdruzgotany. Całe moje życie właśnie legło w gruzach. — To długa historia. Matka ześwirowała. Ale już tak całkowicie świrneła, że jej wszystkie klepki na raz poszły. No i wyszło, że mamy siostrę. Skóra zdjęta z Cassie, a Cassie zwiała chuj ją wie gdzie, Sky w ogóle się zaszyła po kryjomu i ona nic nie wie, nic nie kojarzy, dajcie mi wszyscy święty spokój. Orion poszedł i nawet nie wiem, co on tam macha, w bibliotece chyba dalej siedzi, jak tamten jego miał na imię? Jiz? Jaz? Jason, coś chyba. No, Vi sobie oczywiście, kurwa, radzi najlepiej, zaliczając wszystko co się rusza, bądź nie, i nie ucieka na drzewo, szczerząc ząbki. Z Omegą własną do domu jeszcze nie wróciła i jesteśmy przerażeni, że kiedyś to może nastąpić. Lilka została wybitną pani profesor od siedmiu boleści, ma własnego bachora, rzuciła Jamesa, a studenci ją nienawidzą. Czyli wszystko w normie — streściłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis