— Yhm, wyłącznie dlatego, że chciałem ochronić cię przed otyłością. Co ze mnie był za przyjaciel z dzieciństwa, gdybym pozwolił ci na starość zostać nie dość, że starą, to jeszcze grubą? — Prychnęłam z rozbawieniem, gdy próbował wyglądać dostojnie, opierając się o barierkę, ale w swoim obecnym stanie wyglądał bardziej jak zaspany student, który wyszedł bez ogarnięcia się z domu. Że też mu te kapcie nie pospadały w drodze. — Co tam w domu, co tam u rodzeństwa, gdzie wyście się tam porozjeżdżali?
— Byłbyś paskudnym przyjacielem — odpowiedziałam i włożyłam do ust kawałek czekolady. Nieznacznie wykrzywiłam usta w grymasie, ale powędrowałam myślami do reszty rodzeństwa, zastanawiając się, co mogli właściwie porabiać. — Matka siedzi w pracowni i pracuje nad obrazami, James pewnie układa sobie swoje kolorowe życie z Mary Lou, Arisa dalej lata za spódniczkami, chociaż kij ją wie. Bliźniaki prawdopodobnie sieją chaos. Albo Leia poderżnęła gardło chłopakowi Leitha i odprawiają pogrzeb, kłócąc się nad grobem biednego, niedoszłego szwagra. Zgaduję. Ostatnio ich widziałam w wakacje, a przez te kilka miesięcy mogą odprawiać różne cuda. — Uśmiechnęłam się krzywo i następne kostki ambrozji wylądowały w mojej jamie ustnej. Zawsze gdy rozmawiałam o rodzinie, to mi cukier spadał. — Do stolicy, a ze stolicy każdy poszedł w swoją stronę — dodałam, przeczesując włosy nerwowym gestem, bo czasami człowiek złożył o parę obietnic za dużo, a potem lądował w jakimś strasznie drogim burdelu, kurwiąc na swoje życie i próbując zgadnąć, czy znalazło się właściwą osobę, czy jednak jego GPS skrewił.
— A twoje rodzeństwo? Wieki was wszystkich nie widziałam. I musisz mi opowiedzieć o Heather, bo może moja pamięć jest do kitu i ma mnóstwo dziur od Mysterium, ale Heat bym pamiętała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz