sobota, 1 września 2018

Karmimy raka [2]

— Pisz na kuralecie albo następnym razem wbij jej długopis w tchawicę. — Parsknęłam pod nosem zduszonym śmiechem, wyobrażając sobie następne komentarze. Znając urocze babsko, najpewniej oberwałabym prosto po głowie za marnowanie energii czy inne gówno, gdy marnowanie papieru byłoby przecież o wiele lepsze. 
Albo cokolwiek innego, zdecydowanie czułam, że głowa zaczyna mi ponownie pulsować, a zbliżająca się migrena skutecznie zajęła moje myśli. Zresztą z ogarniania umysłu psorki nic nie dało się zrobić, same bzdurne i mało ciekawe informacje. Szybkie kilka buchów, nieco delikatniejszych na rozluźnienie. Nie chciałam rozwalić sobie płuc towarem Miśki, która wdychała wszystko jak leci, choćby automat przy przystanku w Krakowie wskazywał stan narażenia życia lub zdrowia przy tamtejszej ilości smogu. Kto by się tam bał udusić powietrzem, prędzej to Misza dusiła powietrze. 
— Jedno jest pewne, za mało nam za to wszystko płacą. — Skinęłam ze zrozumieniem głową, żeby uświadomić sobie jedną, bardzo irytującą kwestię.
—  Tobie przynajmniej płacą — westchnęłam poirytowana —  aczkolwiek jestem na dobrej drodze do przejęcia władzy nad sejfem z wypłatami, więc, hej, to już coś —  podsumowałam, zaciągając się kolejny raz i mrużąc oczy. — Misia, jak to jest możliwe, że ciebie to nie piekli? —  spytałam, dusząc się nieco i kaszląc. 
—  Nizinni. Słabe ciała. Misza zdrowa. Misza biega — odparła niezrażona, zabierając się już za drugiego papierosa własnego wyrobu. Jak to możliwe, chyba nigdy się nie dowiem.
— Wypraszam sobie bardzo, ja też biegam — urwałam na moment, zanim poprawiłam — biegałam. Będę biegać. Kysz, pora wrócić do treningów faktycznie. — Miśka utworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale jej ewentualny pomysł kołatał mi się po głowie, więc tylko pokręciłam głową. — Ty, Miśka, biegasz z miśkiem wielkości naszej altanki, nie ma szans, że wybiorę się z tobą na poranny jogging, ja do tego się nie zbliżę, dopóki mi nie przyniesiesz zaświadczenia, że zwierzę nie ma pcheł i zostało zaszczepione na wściekliznę, Cesarz mi świadkiem. A co tam u ciebie, Amek? — spytałam, zmieniając temat, bo idea biegania z bestią trzy razy większą ode mnie to był temat warty do porzucenia w każdym dogodnym momencie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis