sobota, 1 września 2018

Klub Lornetkowy [1]

Kiedyś to było życie. Hopecraft rżnął sam siebie po kątach, wykorzystując przy tym parę luster, których miałem nadzieje nigdy więcej nie widzieć na oczy. Chyba nawet wolę sobie nie wyobrażać, jakich normalnie zasłoniętych części jego ciała dotykały. Davon wtedy jeszcze nie zaszywał się całkowicie w swojej pracowni, a teraz ledwie wyłaził z pieczary raz na ruski rok, żeby poględzić i posmolić, jakimi eliksirami on się tam nie zajmuje. Wielki pan alchemik, a w sumie to gówno był w stanie zrobić. Heather czaiła się po kątach, szumiała, szukała nie wiadomo czego, a ja wolałem udawać, że wcale ze sobą nie rozmawialiśmy. Wolałbym wrócić do tej upierdliwej ciszy między nami, aniżeli teraz powolnych podchodów. A to, a tamto, a stramto i owamto, ja zdecydowanie nie miałem głowy do zajmowania się czyimkolwiek bóldupczeniem. 
A potem pojawił się liścik.

„Kochany Jamesie,
Jako że nie mogę cię nigdzie dorwać osobiście, wróciłam do liścików. Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych szczególnych planów i przyjmiesz me zaproszenie na spotkanie klubu Lornetek, które odbędzie się na dachu o godzinie dowolnej. I tak będę siedzieć, żreć czekoladę, uzupełniając witaminę D. Jeżeli dzisiaj nie masz czasu… Więcej czekolady dla mnie~
Ślę całusy,
Vene.
PS Nie pozwól mi przytyć. Jestem zbyt ogromnym leniem, żeby potem palić te kalorie.”

— Pierdolę, nie robię — burknąłem sam do siebie, odwracając się na drugą stronę i wracając do książki. Liścik rzuciłem na stolik, próbując o nim zapomnieć. I tak sekunda, jedna sekunda, druga sekunda, aż w końcu przeciągnąłem się, marudząc, że zwyczajnie chcę rozprostować kości. Ott tak, zwyczajnie idę pobuszować na dach, żeby mnie nogi przestały boleć, żadnych ukrytych motywów, wyłączając ewentualną możliwość zdobycia czekolady.
Może właśnie dlatego zakradłem się za dziewczyną, krok po kroku podchodząc jak jakiś pierdolony ninja, żeby w końcu zasłonić jej oczy i świsnąć od niej błogosławiony skarb narodów.
— Co tam, Venka? — spytałem, przegryzając od razu olbrzymi kawałek tabliczki, zaczynając kaszleć po drobnym zadławieniu się słodyczą czekolady. — Jakieś wieści z domu? Szukasz najkrótszej drogi powrotnej na dół, że się tak wychylasz? W razie czego mam całkiem sprawne ręce do wypychania ludzi za barierki, wystarczy tylko poprosić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis