sobota, 1 września 2018

Klub Lornetkowy [0]

Powoli czułam się niekomfortowo. Izel ze wzrokiem wypalającym dziurę w mojej twarzy oraz warczącym Krzysiem, którego głaskała, mając na kolanach, powoli przypominała mi głównego złego z tych filmów, co siedzą i głaszczą koty. Tylko młoda miała ten kamienny wyraz twarzy zamiast złowieszczego uśmiechu. Niemalże słyszałam zębatki pracujące w jej głowie, jednak nie umiałam odgadnąć, co zaprzątało jej głowę. Miałam tylko marne podejrzenia i słabe uśmiechy. Obudziła się dopiero, gdy skończyłam sklejać kopertę z nabazgraną imitacją lornetki i zanim wyszłam, wcisnęłam jej do rąk list od Carmen. Może to choć trochę ją rozchmurzy, nie chciałam ponownie śniegu ani zamieci. 
Z wiadomością w jednej dłoni oraz lornetką w drugiej, żeby nie dostać nią w mordę, gdy skakałam po schodach, dotarłam do pokoju Jamesiątka. Wsunęłam list pod drzwi i stuknęłam w nie trzy razy, po czym nawet nie sprawdzając, czy był w środku, czy jednak gdzieś go wywiało, ruszyłam dalej. Najwyżej będę czekać, miałam czas. Na razie nigdzie się nie spieszyłam. No, może trochę na dach, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i popodziwiać widoczki.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy znalazłam się na szczycie budynku i przymykając oczy, skierowałam twarz w stronę słońca, mrucząc zadowolona z cieplejszej pogody. Zdjęłam pomarańczową bluzę, zbliżając się do barierek i związałam jej rękawy w pasie. Miałam kilka tabliczek czekolady, miałam dwie puszki coli, więc czekając, mogłam się w międzyczasie zasłodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis