poniedziałek, 17 września 2018

Karmimy raka [6]

— Pewnie padnie przed zmierzchem przy niesławnej piwnicy, ale jeszcze ci dam znać, czy to konkretnie będzie to — mruknął, zerkając na nadchodzącego mężczyznę. Skinęłam głową, przypominając sobie naszą pierwszą, do tej pory również jedyną, wspólną pełnię. — Witam dyrektorze.
— Witam, witam — odparł niecierpliwie, porywając od układnej Miśki papierosa. Dziewczyna zawczasu wyciągnęła w stronę dyrektora paczkę, bez mrugnięcia dzieląc się swoistą ambrozją pod kątem towaru, jedynie kiwając głową na powitanie. Nadal nie do końca orientowała się w tym jak mówić, jej zdania były krótkie, urwane, rzadko doganiały biegnące myśli. Fakt, że była nauczycielem, bądź co bądź, w gruncie rzeczy literatury. Czytać kobita uwielbiała, z wyrażaniem swojego uwielbiania dla czytania już mniej, przynajmniej pod kątem mówionym.
Mińsk zaciągnął się cierpko, pohukał pod nosem, coś tam pomruczał, jak to zwykle on, zanim w końcu pokręcił głową i ogłosił, krzywiąc się.
— Akademik nowy dostaniecie. A wy mieszkania — wymamrotał sam do siebie. — A mi tu kuratorium jakieś dzikie przyklepią, jakbym ja nianiek dodatkowo potrzebował, wiecie wy co. Kurwy sromotne na tych stołkach z biurokracji siedzą, nie ma co. Jakby mnie stać na to wszystko było, o nerwach nie wspomnę — kontynuował, popalając po trochu, zanim westchnął i ogłosił w końcu zbawiennie — przyjeżdża Cesarza syn. Ładnie się zachowywać mi wszyscy macie, bo to gówniarz i smarkacz, ale przyszły Cesarz będzie, trzeba wyrabiać kontakty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis