środa, 12 września 2018

Karmimy raka [5]

— Na pocieszenie, oni co najwyżej szanują tylko Connora i to wyłącznie dlatego, że po zamknięciu stołówki Pan Skrzacik jest ostatnią szansą na zdobycie pożywienia. No i jest pewność, że przynajmniej on nie będzie chciał ciebie otruć, co nie można powiedzieć o fasolce po bretońsku, którą podali w zeszły czwartek. Jestem prawie pewna, że przynajmniej ćwierć mojego rocznika wylądowała u pielęgniarza — odparła tak najzwyczajniej w świecie, a następnie prawdopodobnie ostatni raz zaciągnęła się tym mniej lub bardziej niezidentyfikowanym towarem od pieprzniętej nastolatki. Dalej ciężko było mi dojść do tego, jakim cudem ten dzieciak był już pedagogiem, a chuj tam z tym wszystkim, naprawdę mniejsza, jeździła na niedźwiedziu, czego można było się spodziewać.
No i w sumie to cieszyłem się, że już kończyła tego szlugo-cygaro-cośka, bo im dłużej patrzyłem na stan jej twarzy i łzy w oczach, a także próby nieodkaszlnięcia zawartości, która znalazła się w jej płucach, to tym bardziej zastanawiałem się, czy aby na pewno powinienem się na to godzić.
— Z pełnią nie ma żadnego problemu, szepnij mi tylko gdzie i o której mam być — dodała jeszcze, zgniatając papierosa obcasem, pantoflem, czy czym tam innym, co miała na nogach.
No, a potem? No, a potem przyszedł pan i władca tego dobytku, alfa i omega szkoły, naczelny całego tego mentalnego burdelu.
Mińsk wydawał się być jeszcze bardziej sponiewierany przez życie, niż my wszyscy razem wzięci, no ale czego innego się tutaj spodziewać?
— Pewnie padnie przed zmierzchem przy niesławnej piwnicy, ale jeszcze ci dam znać, czy to konkretnie będzie to — mruknąłem, zerkając na mężczyznę. — Witam dyrektorze — dodałem, gdy znalazł się na tyle blisko, żeby usłyszeć, co mówię.
Przy innych? Nigdy nie powiedziałbym do niego Adasiu, srasiu czy inne gówno.
Dyrek to dyrek. Czy coś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis