Przyglądanie się i wysłuchiwanie całej konwersacji, która wywiązała się pomiędzy dwójką dziewuch, stanowiło nie lada atrakcję turystyczną i skuteczne zabicie nudy, tej co tak dziko wtargnęła do mojego życia, nie wiadomo, kiedy i nie wiadomo, jak. Jazdy na niedźwiedziu, psioczenie typem „Kali mieć, Kali kochać”, duszenie się dymem grubego, bezkształtnego papierocha i pogaduchy, bo tym pyszczki jakoś szczególnie zamknąć się nie chciały.
No, a ja jedynie sterczałem, nie mając najmniejszej ochoty wdawać się w konwersację, czy przerywać którejś z nich, bo obie zdecydowanie miały mocniejsze charaktery ode mnie, a jakoś nie za bardzo chciałem dostać ostrzegawcze spojrzenie, bo akurat wciąłem się w ważnym momencie gadania o... Bieganiu... Czy czymś tam.
Wysiłek fizyczny. Na co to komu? Cholesterol, tkanka tłuszczowa i powoli zanikające mięśnie. To jest symbol człowieka dwudziestego pierwszego wieku. Kurwa, zapuściłem się jak stary dziad.
— Wypraszam sobie bardzo, ja też biegam. Biegałam. Będę biegać. Kysz, pora wrócić do treningów faktycznie. Ty, Miśka, biegasz z miśkiem wielkości naszej altanki, nie ma szans, że wybiorę się z tobą na poranny jogging, ja do tego się nie zbliżę, dopóki mi nie przyniesiesz zaświadczenia, że zwierzę nie ma pcheł i zostało zaszczepione na wściekliznę, Cesarz mi świadkiem. A co tam u ciebie, Amek? — zapytała w pewnym momencie blondynka, na co ponownie wzruszyłem ramionami, ciężko wzdychając.
— Żyję, to się chyba liczy. Jak ma być, dalej dręczę typy dachów, truję płuca i liczę się z brakiem jakiegokolwiek szacunku. — Westchnąłem ciężko. — Jak to się mówi, byle do przodu. Swoją drogą, szybka prośba, byłabyś w stanie za tydzień popilnować mnie przy pełni? Strzyka mi w kościach, a dobrze się to nie zapowiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz