Kolejna rada pedagogiczna. Ja, kurwa, pierdolę i nie mam zamiaru komentować tego jakoś inaczej, bo musiałoby mi coś paść na łeb, żebym zdecydował się w ogóle strzępić pysk na temat tego cyrkopodobnego przedsięwzięcia, które z rzekomo poważnymi spotkaniami, bo taką gadkę pewnie Mińsk wciskał Cesarzowi, bo wiecie wy, taka poważna placówka, jedna z najlepszych, poziom trzymamy panowie, tak, tak, nie miało nic wspólnego.
Gdy pierdolnięta od zielarstwa znowu zaczęła drzeć pomarszczoną japę o byle gówno, wykorzystałem wyćwiczoną już do perfekcji metodykę „spróbuj ułożyć jak najwyższą wieżę z długopisów twoich, jak i pedagogów obok”. Potem można było grać w jengę. Albo od razu przejść do bierek z Connorem. Co z tego, że raz kiedyś wymsknęło mi się głośne kurwa, za co potem dostałem ładne kazanie.
A jak nie to, to śmieszne filmiki z kotami pod stołem.
I wtedy stał się cud, bo Mińsk zarządził przerwę.
A ja w podskokach wyskoczyłem za Williams i Rowańcową, bo wiedziałem lepiej, niż ktokolwiek inny, że idą zajarać, a mnie samego zaczęło chyba coś powoli trafiać.
— Przysięgam, jeżeli ta stara babka jeszcze raz skomentuje to, że marnuję trzy milimetry każdej linijki, bo za daleko stawiam kropki w notatkach to jej strzelę — rzuciła Heather, gdy wszyscy znaleźliśmy się gdzieś na dworze, cholera wie gdzie.
W sumie nie wiedziałem, co czuję, ani do jednej, ani do drugiej.
Miszy się zdecydowanie bałem. Pieprznięte dziecko wychowane w dziczy, Tarzan dwudziestego pierwszego wieku, tyle że skrzyżowany z Terminatorem, Chuckiem Norrisem, czy kim innym.
— Pisz na kuralecie albo następnym razem wbij jej długopis w tchawicę. — Wzruszyłem ramionami, zajmując dłonie wiązaniem kucyka, dość niskiego, byle nie narazić zdecydowanie za długich włosów na podpalenie, bo byłem do tego zdolny.
Wyjąłem własne szlugi, wolałem nie ryzykować tworami Miśki.
— Jedno jest pewne, za mało nam za to wszystko płacą — mruknąłem z papierosem w zębach, chowając zapalniczkę do tylnej kieszeni spodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz