— No już, już, pędzę, lecę, spokojnie — wyburczała pod nosem, ale w końcu ruszyła, żeby się pomalować. To raczej ja byłam tą bardziej niecierpliwą, potrzebowałam o wiele więcej dzisiejszego wieczoru, zamierzałam się upić, zaszaleć, pośmiać i w dobrym towarzystwie spędzić odpowiednio dobry czas. — Wcale nie takie czarne, ot co, taki tam pomysł, cieszmy się, że jeszcze do klasztoru iść nie planuję — prychnęła, majstrując sobie przy oku zalotką do rzęs.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny szeroko, gdy stanęła obok mnie już w całej swojej okazałości, gotowa, przygotowana, a ja musiałam powstrzymać chęć potargania jej lekko ułożonych włosów. Wanda przypominała mi własną młodszą siostrę, nawet jeżeli biologicznie była spokrewniona jedynie z Fomą. W ogóle czułam się, jakbyśmy byli jedną wielką rodzinką, wówczas, gdy jeszcze chłopaki byli razem i wszystko się układało.
Teraz też się układało, tylko w innym kierunku, ale na to nie wolno narzekać.
— Wyglądasz pięknie. — Przyjrzałam się jej jeszcze raz, zanim złapałam za rękę i pociągnęłam za drzwi. W locie chwyciłam torebkę, którą wcześniej rzuciła koło drzwi przy wchodzeniu. Kilka minut później spotkaliśmy się już z Miśką, Herą i Diaskro. Misza została wzięta w obroty przez obie dziewczyny, więc w krótkiej sukience, umalowanej twarzy, ufryzowanych włosach wyglądała jak całkowicie inna osoba.
— No, to oficjalne przywitanie. Miśka, Wanda, Hera, Diaskro, idziemy się bawić i wszystkie się już znamy. Jakieś specjalne życzenia na nockę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz