Czas płynął dalej, kolejne dni upływały i już niedługo kończyliśmy z Dexterem szkołę. To miał być nasz ostatni rocznik, a James już wcześniej zawinął się, machając na pożegnania w trakcie lata. Kto go tam wie, gdzie go z Nivanem wywiało. Co prawda listy przysyłał, ale z niego istna chorągiewka na wietrze, nie nadążysz, żeby się zorientować, skąd idzie prąd.
Z Fomą kontakt powoli zaczynał się urywać, chociaż starałam się wysyłać mu k-meile, wiadomości przez kuralet i inne bzdury, ale znacząca odległość i nadmiar zajęć jakoś skutecznie utrudniały nam regularną komunikację. Za to zostawała w szkole jeszcze jedna Przewalska, która ostatnio wyglądała nie w sosie, jakby ją cały świat pogonił z ulubionego kąta. I to musiało prędzej czy później się skończyć. Ja rozumiem, że wszyscy mamy problemy, depresję i ogólną panikę, bo musimy wrócić do wstawania o tej nieludzkiej porze, żeby zdążyć na zajęcia, ale cóż poradzić, że bywa i tak.
A Przewalska zdecydowanie powinna się już pozbierać.
Może dlatego zapukałam do drzwi jej pokoju, pełna poczucia, że odbywam jakąś misję. Zaraz po otworzeniu drzwi, wypaliłam jak z karabinu, nie dając dziewczynie nawet szansy na odpowiedź.
— Cześć, robimy babski wieczorek. Hera, Diaskro, ty, ja. Idziemy świętować i doprowadzić do pierwszego wyjścia Miśki do klubu, więc uśmiech ładny, bo mamy dwie godziny, żeby poprawić ci humor i zdążyć na czas. I nie przyjmuję sprzeciów, bo zdecydowanie od dawna nic razem nie robiłyśmy. No i będzie przełamanie lodów, znasz Miśkę czy jeszcze nie poznałaś Miśki? Wejściówki już kupione, a ewentualną scysję z twoim bratem o szlajanie się po nocach biorę na siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz