Pytanie dotyczące przyszłości stricte po zakończeniu edukacji w tejże uczelni, które przerwało monotonną i przepełnioną ciszą wspinaczkę w górę, po schodach, byle wyżej, byle do upragnionego pokoiku, gdzie rozpoczęliśmy tak dobrze już znany rytuał. Filiżanki, imbryk, czajnik, multum ziółek i my siedzący na podłodze, ja podziwiając wszelakiej maści mieszanki i intensywny zapach, jaki dawały.
Zrobiłem się jakoś bardziej wyczulony względem tego jednego zmysłu. Pierniczki na święta były jakieś takie mocniej korzenne, kawiarnie kusiły mnie już z przecznicy dalej, a wszystko wręcz przepełnione było kolorowymi wstęgami woni, które otaczały mnie z dosłownie wszystkich stron.
— Którą niespodziankę wybierasz? — zapytała w pewnym momencie Pel, wybijając mnie z rytmu nadanego przez poruszające się agresywnie nozdrza, pragnące wyłapać jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, bo było mocno, intensywnie, żywo, tak, jak lubiłem najbardziej.
Niebieska, czerwona, zielona, biała.
Wszystkie ładne, nawet jeśli były pozatykane koreczkami, doskonale czułem, doskonale oddzielałem.
— Czerwona — rzuciłem, nie zastanawiając się dłużej. Najbardziej się wybijała, przynajmniej dla mnie.
Nie do końca wiedziałem, czy to wszystko powinno mnie cieszyć i bawić.
Chyba dziczałem.
A bardzo nie chciałem dziczeć, już wystarczał mi nieokrzesany ogon, który wibrował, wirował, latał i absolutnie się mnie nie słuchał, ostatnio doprowadzając do samych kataklizmów, tłukąc rzeczy, smagając mnie po bokach, czy atakując pierwszych lepszych przechodni.
Ostatnio nawet ciachnąłem Jonasza.
Może płakałem, gdy przepraszałem go za paskudny incydent. Kita była po prostu osobnym bytem.
A ja znowu zaczynałem siebie nienawidzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz