Choćby dziadek rzucał na mnie ogrom klątw, kwiaty kwitły mi za uszami, a Vladdy wrzeszczał, nie szczędząc rosyjskich i nierosyjskich przekleństw oraz machaniem swoją pluszową łapką, nie umiałam trzymać się szlabanów dotyczących herbaty. Miałam zbyt słabą wolę, jeżeli chodziło o nektar bogów. No i ciastka. I kwiatki. I króliki. I truskawki... No, po prostu byłam słabą osobą, jeżeli chodziło o odmawianie sobie rzeczy, które bardzo lubiłam.
Dlatego kiedy na horyzoncie pojawił się Aurelek, to oczywiście nie podeszłam do niego jak człowiek i się z nim nie przywitałam normalnie, bez zbędnego hałasu oraz uwagi. Nie, wystrzeliłam z otwartymi ramionami, krzycząc „Hortensja” i się rzuciłam na niego, przytulając oraz wyrzucając z siebie wodospad słów, jak za nim tęskniłam, że długo go nie widziałam, jak mu minęły wakacje, czy dobrze się czuje, et cetera, coby nie wymieniać więcej.
— ...I napijesz się ze mną herbatki? — spytałam, zadzierając głowę i zdmuchnęłam kosmyk włosów, przez które wyglądałam jak owca, bo nie chciało mi się ich ścinać ani odpowiednio czesać, więc zostałam owcą w żółtym sweterku, bo cieplutko było, ale sweterki to moja kolejna słabość, co poradzić? Ja nic nie chciałam na to radzić. Objęłam go mocniej, śmiejąc się pod nosem, bo brakowało mi tego, a choć Phila łatwiej się przytulało to, to nie było to samo. — Dawno cię nie przytulałam — mruknęłam, uśmiechając się szeroko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz