niedziela, 26 sierpnia 2018

Dobrego złe początki [X]

— Kto go tam, kurwa, wie... — powtórzyła po mnie, nic nowego nie wnosząc do naszej rozmowy.
Ale może właśnie tego nie potrzebowaliśmy, bo przecież oboje wiedzieliśmy, że wszystko, co miało być powiedziane, już dawno uciekło z naszych ust, wykradło się, przypadkiem czy nie, to inna sprawa.
Westchnąłem, kończąc ostatniego, na tę chwilę oczywiście, papierosa. Zerknąłem na dziewczynę kątem oka, wzruszając ramionami.
— Gdybyś go jakoś widziała — zacząłem, a słowa dosyć ciężko wychodziły z mocno zaciśniętej krtani — to prześlij moje pozdrowienia, ok? I może dorzuciłbym jeszcze od siebie czekoladę, tak na miłe pożegnanie — dodałem szybko, może i z szyderczym uśmiechem, a następnie podniosłem się z ławki.
Otrzepałem niewidoczny kurz z chinosów, schowałem jedną dłoń do kieszeni, a drugą podrzuciłem kilka razy różową zapalniczkę. Lubiłem ją.
— Miło się rozmawiało, naprawdę — stwierdziłem i posłałem Illene szerszy uśmiech. Milszy i cieplejszy. Prawdopodobnie szczery, bo dziewczyna wcale nie była taka zła, jak ją malowali. Przeczesałem włosy lewą dłonią, a następie ponownie pospiesznie schowałem ją do kieszeni. — Gdybyś kiedykolwiek chciała sobie ponarzekać ze mną na świat, to w sumie moje drzwi są zawsze otwarte, wystarczy zapukać. Do zobaczenia — oświadczyłem, puściłem jej oczko i po prostu zawróciłem na pięcie, odchodząc w swoją własną stronę.
Możliwe, żeby wypalić jeszcze jedną paczkę papierosów, tym razem w całkowitej samotności. W końcu tak się łatwiej płakało, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis