niedziela, 19 sierpnia 2018

Dobrego złe początki [8]

Paczka wylądowała pod moją dłonią. Bez oporów wzięłam jedną fajkę, pożyczyłam też ognia i siedziałam tak, jak sierota namazana, wypuszczając dym przez nos i marszcząc się mocno, na myśl o niebieskich oczach.
Chyba większość z nich po kryjomu się w nim bujała. Może ja też. Gdzieś na początku tej znajomości, gdy nie wiedziałam jeszcze nic, a użyczył mi notatek z numerologii, szczerząc się na ten swój sposób i prężąc z plastrem na prawej skroni, bo jeszcze wtedy lubił dać komuś w pysk i samemu zarobić lufę, czy może dwie.
Trochę się przeraziłam, gdy po raz pierwszy zobaczyłam rozjechane do kości knykcie, a przecież widywałam gorsze rzeczy w Katowni. Przecież pomagałam pierdolonym barbarzyńcom wyjść o protezach, bo wcześniej trzeba było im amputować nogę, czy coś.
Zaraza.
— Częstuj się i sobie nie żałuj, choć nie życzę ci raka płuc. Oj, Renula, poziomu naszego zdebilniania, jak ty to określiłaś, raczej nie da się ustalić, już dawno przekroczył jakikolwiek limit. A rodzice powtarzali, uważaj w kim się zakochujesz, Adaś. Powtarzali też, żebym nie pił i nie palił, w sumie chyba można nazwać mnie dosyć nieposłusznym i niepokornym dzieciakiem. — Drgnęłam na jedno słowo, zerknęłam z niedowierzaniem na puszczającego kółka z dymu mężczyznę, zamrugałam oszołomiona.
Opuściłam świeżego papierosa, krzywiąc się w pełnym żalu wyrazie twarzy, łapiąc w oczy kilka kropli słonych łez, których miałam sobie oszczędzać, a mimo wszystko nie potrafiłam, bo ostatnimi czasy stałam się rozmiękłą papką.
— Zakochałeś się w nim?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis