poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Dobrego złe początki [2]

Odsunął leniwie papierosa od spierzchniętych ust. Zżółkłe palce trzymały go dość kurczowo, w sposób, przez który nie sposób było ominąć wzrokiem lekko poobgryzane paznokcie. Skrzywiłam się, bo przy ostatnim spotkaniu wyglądały o niebo lepiej.
Czyżby było gorzej, niż myślałam?
A potem otworzył powoli oko, tak, podniósł tylko jedną powiekę, błysnął szybko tym inteligentnym, błękitnym ślepkiem i skusił się na osowiałe pokiwanie głową z martwym uśmiechem, który utkwił na jego twarzy.
— Oczywiście, zapraszam na ławkę mocno kopniętych przez te wakacje.
Objęłam się ramionami, byle z miną zbitego psiaka przysiąść się do Walsha, wyglądając prawdopodobnie jak ostatnia sierota, z którą w sumie bardzo się wtedy utożsamiałam.
I jak beznadziejnie to wszystko nie wyglądało, ta jeszcze chwilę temu kurwiąca na niego dziewucha, teraz siedziała przy nim w najlepsze, prawdopodobnie czując się, jakby był w tym momencie najbliższą mu osobą, która doskonale wie, jak się czuje.
— To co tam u ciebie?
— Miałam spytać dokładnie o to samo — odparłam, przecierając przy okazji ramię i zerkając na niego, jak w tych wszystkich filmach ze skruszoną nastolatką przy atrakcyjnym koledze. — Jakoś leci, powoli, ale leci. A ty? Jak się trzymasz?
I zdawałam sobie sprawę, jak beznadziejnie to wszystko brzmi i jak bardzo nie na miejscu było, bo czuł się pewnie chujowo, oczywiście delikatnie rzecz ujmując.
A gadanie popieprzonej wiedźmy zdecydowanie nie pomagało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis