czwartek, 23 sierpnia 2018

Dobrego złe początki [11]

— Zależało mu na tobie — mruknęła i odchyliła głowę do tyłu, wgapiając się w niebo. Parsknąłem beznadziejnym śmiechem, sam chowając swoją twarz w dłoniach i zaciskając powieki, bo tak, o dziwo, mi też na nim zależało. — Bał się do tego przyznać, ale byłeś dla niego istotny. Przepraszam, że to mówię, po prostu uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć — oświadczyła, a ja skwitowałem to pokiwaniem głową.
— Może. Może nie — szepnąłem, w głowie dalej powtarzając sobie jak mantrę oskarżające słowa, które przeczytałem wtedy rano. Które dalej lubiłem sobie przypominać, bo może i miał rację, a ja jednak byłem pierdolniętym sadysto-egoistą. — Kto go tam, kurwa, wie, na dobranoc zostawił mi tylko pomiętą kartę z oskarżeniami. Tylko oskarżeniami — zaakcentowałem i tym razem to ja zabawiłem się w oskarżyciela. Bo mogłem. Bo nikt mi nie mógł zabronić. — Wiesz, mi też na nim zależało. W jakiś dziwny, własny pokrętny sposób też był dla mnie ważny i w sumie miło było posyłać w swoim kierunku ciepłe uśmiechy. Ale no — przerwałem na chwilkę, spoglądając na dziewczynę — skończyło się. Nie ma go tutaj i nie będzie, to wszystko to marne skomlenie psa, a w sumie prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczę i może wyjdzie mi to na dobre — wysyczałem niezbyt opanowanym głosem.
Zbyt szybko się przywiązałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis