poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Dobrego złe początki [10]

— Nie wiem — odparł beznamiętnie, a ja chyba powoli zaczęłam pojmować wszystko, czytać jak z nut, widzieć drugą stronę tego niby pięknego i zawsze dumnie błyszczącego medalu, który zachwycał dosłownie każdego swoim całokształtem. — Może. Może nie. Kto tam to, kurwa, wie — warknął i tak. Wiedziałam wszystko. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie, patrząc na tego rozlatującego się chłopca. — Obstawiałbym zauroczenie, ale w sumie to chyba pomiędzy tymi dwoma uczuciami jest dosyć cienka granica i... czy zauroczenie to nie jest jakiś rodzaj miłości? — szepnął, skrzywił się i dopiero wtedy zauważyłam, że mówił wszystko z zamkniętymi oczami, jakby bał się zdecydowanie zbyt wielu czynników i chyba powoli zaczynałam go rozumieć. Świat osnuty ciemnością wydawał się w takich momentach bezpieczniejszy i przyjemniejszy... — Obaj chyba wiedzieliśmy, że to wszystko to tylko jakieś tam pożądanie i intymność, wiesz, nic wyższego, a po prostu spełnianie, zaspokajanie podstawowych ludzkich potrzeb, nic więcej. Jakaś tam czułość też się wkradła, ale i tego nie nazwałbym niczym... większym.
Zdecydowałam się tego nie komentować, wiedząc, że nijak nie pomogę, a mogę wręcz pogorszyć całą sytuację i dodatkowo popsuć mu humor, o ile się dało, albo już całkiem go rozjuszyć i doprowadzić do białej gorączki, bo raczej do osób taktownych nie należałam.
Do tego łamiący się na końcu głos i doniosłe westchnięcie.
— Zależało mu na tobie — mruknęłam, odchylając głowę i zerkając na niebo. — Bał się do tego przyznać, ale byłeś dla niego istotny. Przepraszam, że to mówię, po prostu uznałam, że powinieneś o tym wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis