Pokiwał głową, ale chyba raczej mnie nie słuchał, ba, mogłem dać sobie włosy uciąć, że przestał kontaktować po wypowiedzeniu nazwy jednego, jedynego zespołu, który mi wtedy przyszedł na myśl, ale najwidoczniej trafiłem w dziesiątkę, prosto do muzycznych wrót Walsha.
— Co powiesz na alkohol, dobrą muzykę, bo chyba mamy podobne gusta i papierosy? — spytał, świszcząc nosem, bo musiał, ale to musiał wydmuchnąć właśnie całe zalegające w płucach powietrze. Wzruszyłem ramionami, bo dopiero co sam to zaproponowałem, ale jak kto woli, widocznie musiał wypowiedzieć myśl na głos, żeby trafiła do tej pełnej przemielonej sieczki główki. — Bee Geesów mogę słuchać o każdej porze dnia. A co do tej całej pierdolonej szkoły, też mam już dosyć, ale ostatni rok i rzucam w cholerę, Przewalski wyjechał, Oakley, kurwa, też, ten drugi bez pożegnania nawet, więc po prostu na kogo gapić się nie mam, Zbychu, też pierdolę, jedźmy zaszyć się gdzieś daleko, zbierzmy ekipę i żyjmy na zupkach chińskich. Mi pasuje.
— Ach ten, no tak... AH! Bo wy tam, ten tego, a ten wyemigrował z kim tam, z Hopecraftem, nie? — parsknąłem zrezygnowany. — Ładnie tę szkółkę te książęta zostawili, a dopiero co się prześcigały, która zostanie królewną dla blondynka, no proszę. Nie ma co płakać nad facetami, Walsh, są chujowi, zapewniam, a teraz myk, myk, smaka mi zrobiłeś na muzykę i alko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz