— Dalej tego nie kupuję — mruknął, na co wzruszyłam ramionami, bo raczej byłam ostatnią osobą w cesarstwie, która znała się na ludziach. Ja przepraszam, ja jestem od częstowania herbatą i tańczenia kaczuch z dzieciakami. — Gabriel, cała przyjemność po mojej stronie — powiedział, uśmiechając się delikatnie, ładnie, wręcz bardzo ładnie. Bardziej pasował mu ten uśmiech niż skrzywiony grymas. — Czy mogę zapytać o dokładnie to samo, co panienka?
Wygięłam usta w nieco dziwnym półuśmiechu. Powinnam była dygnąć czy coś koło tego? Nie wiedziałam, słowo „panienka” nadawało strasznie oficjalny wydźwięk temu pytaniu. Właściwie to całe pytanie miało oficjalny wydźwięk.
— Nie musisz, bo czy to aż tak ważne? — Wzruszyłam ramionami, zerkając przelotnie na Nivana, potem znowu na Gabriela i jakaś lampka mi się zapaliła wśród mgieł, ale machnęłam na nią dłonią. — Pel, nie „panienka”, czy ja wyglądam na panienkę? Tak poza tym miło mi. — Koniec końców wykonując jakiś nieporadny ukłon, bardzo lekki, ponieważ nie chciałam wylać herbaty. Dzisiaj mrożona, a piłam naprawdę rzadko mrożoną herbatkę.
Zmarszczyłam delikatnie brwi i spojrzałam w sufit, zastanawiając się.
— Czy to ważne? — powtórzyłam, patrząc na Gabriela, ale jednak na niego nie patrząc, bo w sumie go nie widziałam. No, może te jego oczy tak bardzo rzucały się, że na moment troszkę oprzytomniałam. — Czy to takie ważne, czym jest to coś? Bo możemy o tym porozmawiać, mimo że jestem beznadziejna w szukaniu odpowiedzi. Pewnie dlatego, że rzadko się budzę — wyburczałam do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz