Po spotkaniu z Jamesem miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Przed wyruszeniem na poszukiwania, chciałam odrobinę odpocząć. Byłam wyczerpana wydarzeniami i mrozem. Nowy znajomy zaprowadził mnie do akademika i wskazał przydzielony mi pokój. Prawdę mówiąc, byłam nieco zdziwiona. Nie sądziłam, że wszystko zostało przygotowane. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, że były wszystkie moje rzeczy. Od razu też dostrzegłam terrarium z żółwiem. Minęłam chłopaka, oddając mu jego ubrania, ten rzucił coś o rozgoszczeniu się, gdy ja podeszłam do terrarium.
— Witaj Clyde, kochany. Jak się czujesz? — spytałam.
Żółw jednak nie oderwał się od kopania sobie dołka w ściółce. Od razu zmniejszyłam temperaturę. Wiedziałam, że szykuje się do zimowego snu. Jednocześnie się cieszyłam, że jedno z nas daje sobie radę, ale też martwiłam. Niedawno przecież się obudził ze snu. Postanowiłam przy pierwszej okazji kupić mu wysokokaloryczną karmę, aby szybko uzbierał zapas na zimowe miesiące. Gdy odwróciłam się w stronę Jamesa, już go nie było. Westchnęłam lekko i szybko przebrałam się w mundurek. W końcu musiałam się tutaj wpasować nie? Poza tym całe moje ubranie było mokre i kleiło się do ciała. Susząc włosy ręcznikiem, dostrzegłam karteczkę na łóżku. Podniosłam ją. Pochyłym i wykaligrafowanym pismem było napisane: „Może to pomoże ci się zadomowić. Pod terrarium znajdziesz specjalne jedzenie dla Clyde’a. Nie będzie mieć problemów ze snem zimowym”. I jak zwykle brakowało podpisu. Jednak ja wiedziałam, czy raczej miałam nadzieję, że wiem, od kogo był. Od ojca. Ucieszyłam się, że tak o mnie dba, a jednocześnie zmartwiłam, że nie chce się spotkać. Liścik wrzuciłam do reszty, trzymałam je w pudełku po butach, które schowałam pod łóżko. Po rozpakowaniu rzeczy wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz, który schowałam do kieszeni spódnicy. Przed wyjściem spojrzałam w stronę rodzinnej fotografii.
— Znajdę sposób by do was wrócić, ale wcześniej dowiem się, o co tu ze wszystkim chodzi.
Ruszyłam korytarzem, próbując ogarnąć topografię placówki. Było to trudniejsze, niż mi się wydawało. Rozglądałam się za kimś, kto mógłby mi pomóc, gdy nagle na kogoś wpadłam.
— Prze... — zaczęłam.
— Uważaj! — warknęła ta osoba.
— Wybacz... Jestem nowa i... — zaczęłam się tłumaczyć.
— Nic mnie to nie obchodzi. Uważaj, jak leziesz — mruknął i ruszył dalej.
— Po... Poczekaj! — krzyknęłam za nim.
Nie zatrzymał się. Próbowałam nie dać się mu zbić z tropu.
— Powiedz mi chociaż gdzie mogę znaleźć kogoś, kto nazywa się Miracles!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz