Chłopak po chwili znów się odezwał. Patrzył przy tym w okno, co nieco mnie irytowało.
— Aczkolwiek. Koni jest więcej. W przypadku kaczki, zwracasz uwagę tylko na jeden obiekt, a tutaj aż na sto. Czy to nie byłoby utrudnienie podczas walki?
Skierował na mnie znów wzrok, a mnie znów włoski na karku stanęły dęba. Miałam wrażenie, że błękitne oczy potrafią przejrzeć mnie na wylot. Nawiązałam kontakt wzrokowy, nie mrugając. Mrugając, wyraziłabym ufność, co obecnie w moim przypadku nie wchodziło w grę. Niemal zapomniałam odpowiedzieć, tak bardzo skupiłam się na spoglądaniu z dystansem na chłopaka.
— No cóż... — Przełknęłam ślinę. — Gdyby przebiegły wszystkie naraz mogłyby stanowić niebezpieczeństwo, jednak nie widzę zbyt wielu powodów, dla których miałyby kogoś stratować. Oprócz tego konie są roślinożerne, czego nie można powiedzieć o kaczkach. Chociaż w ich jadłospis wchodzą głównie rośliny, to zdarzają się także mniejsze insekty.
Przez moment sama nie byłam pewna, gdzie udało mi się posiąść taką wiedzę o kaczkach. Nigdy się nimi nie interesowałam, a wręcz unikałam patrzenia na nie, o ile była taka możliwość. Najwyraźniej jednak mój mózg podświadomie zastosował zasadę „Trzeba znać język swojego wroga” czy „Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Chociaż w tym drugim przypadku można by się zastanowić, bo mojej relacji z nikim bym nie określiła jako przyjacielskiej. W niektórych przypadkach uznałabym ją za koleżeńską, ale pewnie w większości byłoby to naciągane.
Przechyliłam głowę i założyłam ramiona. Denerwował mnie również fakt, iż wypowiedziałam w ciągu kilkunastu minut całe mnóstwo słów do jakiegoś chłopaka, prawdopodobnie więcej niż przez ostatni tydzień, a dalej nie wiedziałam, jak ma na imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz