wtorek, 19 czerwca 2018

Już skończyliście? [13]

Momentalne spięcie mięśni u Walsha przyprawiło mnie o podejrzliwe ściągnięcie brwi i założenie rąk na piersi, gdy Illene, dalej ignorując resztę towarzystwa, głaskała nieprzytomnego już mężczyznę po różnych częściach ciała. A to dłonie, a to ramiona, klatka piersiowa, brzuch, policzek, włosy. Prawdziwa Matka Teresa dla tych małych, zapuszczonych dzieci, które zdecydowanie nie wiedziały, co ze sobą począć.
Nivan był bachorzyskiem. Najgorszym z najgorszych, obrzydliwym, egoistycznym fiutem, który dla własnej radochy [która kończyła się płaczem i co najlepsze, tym jego] krzywdził innych i tak dalej.
I naprawdę nigdy nie wiedziałem, co ktokolwiek, kiedykolwiek w nim widział, w tym ja sam, chociaż przecież to była akurat tylko i wyłącznie przyjaźń.
— Mam pójść po wodę, cokolwiek lub kogokolwiek? — spytał nagle ten cały zestresowany desperat, kucając przy okazji przy łóżku i wyglądając, jakby zaraz przez to wszystko miał zrobić pod siebie. Illene nie obdarzyła go zbyt przychylnym spojrzeniem, nawet jeśli gapił się na Oakleya, jak ciele na malowane wrota.
— Póki co nie ma potrzeby iść po wodę i tak się nie napije, potrzebuje tylko snu — odparła cicho, dalej gładząc kciukiem policzek mężczyzny. — A ktokolwiek równałby się prędzej kłopotom, bo zaraz rozgada połowie szkoły, co i jak — jęknęła dodatkowo. — Czemu ty zawsze robisz nam takie psikusy, co? Jeszcze tak na ostatnią prostą, jakbyś już nie mógł sobie tego oszczędzić — szeptała nisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis