— Prze... prze.. praszam — wyjąkało coś, co ledwie dowlokło się na dziedziniec szkoły. Isotka drżała z zimna, zęby jej szczękały jakby zaraz miały siebie nawzajem powygryzać i powypadać z całkiem ładnej twarzyczki, a ja nie mogłem pozbyć się tego delikatnego szoku, na pewno widocznego na mojej twarzy, jasno wskazującego, co sądzę o osobach ubierających się na lato w zimie. Padał śnieg, do cholery, wypadałoby założyć chociaż płaszcz, o odpowiednim odzieniu pod spodem nie wspominając, bo raczej lichy ubiór dziewczyny ciepła nie zapewniał. Dziewczę spróbowało przygładzić dłonią włosy i wymiętą spódnicę, ale byłem prawie pewny, że fałdki na materiale zwyczajnie zamarzły w ten sposób. — Jestem... Em... Noah D’Artagnan.
Dygnęła. Znaczy, próbowała dygnąć, a ja nadal gapiłem się, brzydko mówiąc, na nią, starając się rozgryźć, co to za abominacja dotarła do naszej uczelni. Przeżyliśmy ćpunów, alkoholików, przyszłe królowe, nawet typowych emo-gości, jakby spojrzeć na to z tej strony, ale no. Szczupła, drobna iskierka nie pasowała mi do żadnej z tych grup, choć w jej oczach wiła się właśnie ta wspomniana iskierka ciepła. Może dlatego po chwili otrząsnąłem się z tego całego szoku, zrzuciłem płaszcz i otuliłem nim dziewczynę, pstrykając palcami i wyczarowując do tego szalik. W ciszy opatuliłem nową uczennicę najpierw wierzchnim odzieniem, potem wielokrotnie obwinąłem jej szyje szalikiem. Co prawda wyglądała absurdalnie w o wiele za dużym na nią ubraniu, ale kto by się tym przejmował, skoro wyglądała jak oderwany od dachu sopel lodowy.
Chwilę później bez słowa prowadziłem ją w kierunku akademika, przy okazji wyczarowując kubek gorącej herbaty z cynamonem i wcisnąłem go w jej dłonie, dodatkowo po chwili podrzucając jej moje rękawiczki.
— Cześć, cześć, jestem James, przewodniczący samorządu. Normalnie powinienem oprowadzić cię po całym tym bajzlu, ale wybacz, wyglądasz jak zamrożona iskierka, więc lepiej chyba będzie najpierw zaprowadzić cię do akademika, ogrzać porządnie i dopiero potem spróbować ponownie cię na ten mróz wyciągam. Mów, jakbym mówił za dużo, jak zacznę, to nie mogę skończyć — kontynuowałem, prowadząc dziewczynę przez zaspy śnieżne, aż nie doszliśmy do budynku. Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem ją od środka, zastanawiając się, czy nie powinienem przy okazji sprawdzić, czy nam się nie rozchoruje na jutro.
Strzepnąłem z włosów resztki śniegu, który powoli zaczynał się topić w ciepłym pomieszczeniu i wyciągnąłem dłoń na powitanie do dziewczyny.
— No to może jeszcze raz — zacząłem. — Cześć, jestem James Hopecraft i mam wprowadzić cię do akademii. Noah, jeżeli dobrze pamiętam, prawda? Jakbyś miała jakiekolwiek pytania, to jestem do twojej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na siedem dni w tygodniu, co prawda powitanie miałaś na chłodno — mało powiedziane — ale zapewniam, że cię tu wygrzejemy, dobrze nakarmimy i nawet nie straszymy świeżaków za bardzo.
Chwilę później bez słowa prowadziłem ją w kierunku akademika, przy okazji wyczarowując kubek gorącej herbaty z cynamonem i wcisnąłem go w jej dłonie, dodatkowo po chwili podrzucając jej moje rękawiczki.
— Cześć, cześć, jestem James, przewodniczący samorządu. Normalnie powinienem oprowadzić cię po całym tym bajzlu, ale wybacz, wyglądasz jak zamrożona iskierka, więc lepiej chyba będzie najpierw zaprowadzić cię do akademika, ogrzać porządnie i dopiero potem spróbować ponownie cię na ten mróz wyciągam. Mów, jakbym mówił za dużo, jak zacznę, to nie mogę skończyć — kontynuowałem, prowadząc dziewczynę przez zaspy śnieżne, aż nie doszliśmy do budynku. Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem ją od środka, zastanawiając się, czy nie powinienem przy okazji sprawdzić, czy nam się nie rozchoruje na jutro.
Strzepnąłem z włosów resztki śniegu, który powoli zaczynał się topić w ciepłym pomieszczeniu i wyciągnąłem dłoń na powitanie do dziewczyny.
— No to może jeszcze raz — zacząłem. — Cześć, jestem James Hopecraft i mam wprowadzić cię do akademii. Noah, jeżeli dobrze pamiętam, prawda? Jakbyś miała jakiekolwiek pytania, to jestem do twojej dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na siedem dni w tygodniu, co prawda powitanie miałaś na chłodno — mało powiedziane — ale zapewniam, że cię tu wygrzejemy, dobrze nakarmimy i nawet nie straszymy świeżaków za bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz