czwartek, 24 maja 2018

Srebrniki to urocze bachory [1]

Nauczyłem się wiązać włosy, tak, aby mi nie uciekały na czoło. Przynajmniej tyle dobrego. Nie musiałem już korzystać ze wsuwek, spinek, czy innych kokardek.
I wcale nie tak, że na tym spędziłem większość urlopu, bo kolejny rok bez wspomagającej mnie siostry byłby dla mnie udręką. Wcale.
Trochę się obraziłem, gdy mama zarządziła kupno nowego swetra, bo w starym zdążyła zrobić się porządna dziura. Uważałem, że dalej wygląda nadwyraz dobrze, nawet jeśli nosiłem go zbyt często od ostatnich trzech lat.
Położyłem szybko torby na ziemię, gdy znalazłem się już w dobrze znanym akademiku, w dobrze znanej szkole. Okrutnie nie chciało mi się rozpakowywać, jeśli miałem być szczery, równie dobrze można to zrobić za dzień, lub dwa, a teraz rozprostować nieco gnaty i upewnić się, że w czasie przerwy za dużo się nie zmieniło. Trochę słabo, jeśli z czasem okaże się, że nagle zamiast do chemicznej wejdę do kibla [chociaż za bardzo się oba pomieszczenia nie różniły. Oba miały niezwykle wysoki wskaźnik radioaktywności].
Ledwie wylazłem na korytarz, a chudy palec zdążył kilkakrotnie zastukać w moje ramię. Odwróciłem szybko głowę, żeby zobaczyć obok małego robaczka, a na nim nieco większego robaczka. Fioletowowłosa Izel przybyła do mnie z obstawą w postaci wielkiego srebrnika flyxijskiego. Uniosłem brwi, bo sam nigdy nie miałem okazji spotkać takiego osobiście.
— Cześć — rzuciła z uśmiechem na twarzy, który nieśmiało odwzajemniłem. — Jak minęły wakacje?
— Hej, miło cię widzieć — odparłem łagodnie, stając przodem do dziewczyny. — Leniwie, głównie odpoczynek połączony z jakimiś objazdami i zwiedzaniem — rzuciłem, naciągając mocniej rękawy swetra i rzucając okiem na owada. — A tobie? Plus naprawdę piękny srebrnik. Pupilkujesz go?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis